W przypadku świeżutkiego "Hobbita" moje uwielbienie dla Śródziemia po raz pierwszy okazało się zbyt słabe by móc przysłonić wady filmu z tego uniwersum. Dotąd obojętny byłem na cuda i dziwy charakteryzujące hobbicią trylogię, ale nie tym razem.... Niestety, najnowsze dziecko Jacksona jest najsłabszą odsłoną całego cyklu. Żenujący jest wątek elficko-krasnoludzkiej miłości. Zaserwowany w "Pustkowiu Smauga" suchar o zawartości spodni Kilego był i tak lepszy od wzdychań, zatrzymywanych w pół zdania wyznań czy błahych miłosnych deklaracji tak chętnie składanych w "Bitwie..." W wypadku poprzednich części reżyser jeszcze radził sobie jakoś z odpowiednim wyważeniem humoru i patosu, ale tym razem coś poszło nie tak. Jeżeli sceną na której uśmiałem się najbardziej jest ta, w której Thorin kona to o czym to świadczy? Po seansie widz zaczyna zadawać sobie pytania. Dlaczego orkowa armia nie skorzystała z pomocy kruszących skały robołaków? Czy w Śródziemiu istnieje grawitacja? ( w kontekście sztuczek Legolasa)? Skąd krasnoludy wzięły zaprzęg baranów? Znaleźli w komnatach Samotnej Góry? Filmowi ciągle jednak daleko do gniota. Przy odrobinie dobrej woli, wyrażonej przymykaniem oka na tony wylewających się z ekranu absurdów, można bawić się naprawdę przednio. Każdy miłośnik fantasy powinien najnowszego "hobbita" obejrzeć, gdyż to ciągle przednie widowisko. Warto po raz kolejny wejść w świat zadziornych krasnoludów, dumnych elfów i niszczycielskich orków. To jeszcze jedno spotkanie ze starymi znajomymi: Bilbem, Gandalfem, Galadrielą, Elrondem. A i sama tytułowa bitwa wzbudza podziw. Ciekawym rozwiązaniem jest przypisanie odmiennego stylu walki do każdej z ras. Wielkie wrażenie robi formacja bojowa krasnoludów. Jeżeli idzie o samą dynamikę bitwy to trzeba przyznać, że została ona całkiem znośnie przemyślana. Są punkty zwrotne, sojusze, trolle miotające wielki głazy. No prawie jak "Władca Pierścieni". Prawie....
Dawno się z nikim tak nie zgodziłam jak z Panią/Panem :-) Dodam jeszcze, że za zupełnie zbędne uważam stroboskopowe sceny kiedy Galadriela wygania Saurona oraz bzdurną scenę kiedy Thorin w sali tronowej tonie w złocie. Komputerowość i sztuczność tych dwóch uważam za najsłabsze momenty w filmie. Reszta- jeśli poprzednie dwie części były rarytasem dla fana fantasy, ta część jest jedynie smakołykiem.