Jak sięgam pamięcią do lat 2001-2003, kiedy to premierę miał kultowy już Władca Pierścieni to staram się przeanalizować konstrukcję "nowszej" trylogii Jacksona. Sami jednak wiecie, że nie da się pisać o Hobbicie nie porównując go do jego wielkiego poprzednika filmowego. Moje zdanie jest takie: Czasy się zmieniły. Jackson się zmienił. Kino się zmieniło. Nie dostrzegłem w tej trylogii ani pasji ani serca. Oglądając Władcę potrafię się wzruszać, choć znam film na pamięć, uwielbiam i cenię wszystkie książki Tolkiena w tematyce Śródziemia, ale kończąc przygodę z Hobbitem, nie wiem co myśleć, nie wiem co napisać. Już nie chcę się rozwodzić nad walorami i wadami filmu, bo i tych i tych było wiele; wszystko o nich zostało na forum powiedziane. Trochę mi tylko przykro, bo jednak poczułem się nieco zgwałcony oglądając ostatnią cz. Hobbita. Sam też nie wiem jak ująć to, co czuję po zwieńczeniu trylogii. Daję mocno naciąganą 8, może dlatego, że mam sentyment do starego Jacksona i wiem, że kiedyś czuł większą symbiozę ze światem Tolkiena. Jako stary fan trochę się jednak zawiodłem. Ale tak jak napisałem. Czasy mocno się zmieniły, reżyser też. Gdybym miał bardziej obiektywnie podejść do tematu, dałbym 6, ale powiedzmy, że poczułem się jak nauczyciel, który podwyższa ocenę uczniowi, bardziej ze względu na sympatię do niego aniżeli poziom przygotowania. Przykro, że magia Śródziemia i elfów uleciała gdzieś wysoko i nie dała się tak mocno odczuć, jak to kiedyś, kiedy hipnotyzowała widza prawie 15 lat temu. To mój pierwszy i ostatni post w temacie trylogii Hobbita, a zwłaszcza jej 3 części. Napisałem to, co miałem do "powiedzenia" i na tym kończę temat. Pozostał jednak jakiś tam smutek w sercu, z dwóch powodów: że czegoś tam jednak zabrakło i przede wszystkim dlatego, że to już jednak koniec. Pozdrawiam.