Jestem świeżo po maratonie, najpierw zacząłem od Władcy Pierścieni tydzień temu, teraz Hobbit. Miała to być świetna zabawa i w zasadzie była tylko nie do końca w taki sposób w jaki oczekiwałem. Czy naprawdę o to chodziło Jackson'owi, żeby stworzyć ten film w aż tak lekkim duchu? Owszem już pierwsze dwie części Hobbita przeplatały sporą dawkę scen podniosłych, dramatycznych z komediowymi, ale było to moim zdaniem świetnie wyważone, natomiast w tej części mam wrażenie, że humor zabił klimat wszystkich innych scen. Nie tak dawno przeczytałem Władcę Pierścieni, teraz jestem w trakcie Silmarillion'u natomiast Hobbit'a czytałem ponad 6 lat temu więc nie pamiętam jej dokładnie ale czy naprawdę Bard napinał cięciwę na ramieniu syna? Czy Legolas faktycznie biegał po spadających kamieniach? Nie wydaje mi się. Było sporo sytuacji w których jak rozumiem miała być zachowana powaga natomiast sala reagowała zupełnie odwrotnie. Scena pożegnalna Thranduil'a z Legolas'em gdzie podniosła chwila jest zepsuta przez głupi dialog "Legolasie, Twoja matka Cie kochała", no dziwne żeby nie, a sala pękła ze śmiechu, dosłownie. Niestety było sporo więcej takich momentów. Same walki były w podobnej konwencji jak w poprzednich częściach czy we Władcy, z tą różnicą, że szala zwycięstwa przesuwała się nieustannie ze strony na stronę i trwało to w nieskończoność. Pomimo, że wielu bohaterów zgodnie z treścią książki zginęło to jednak mam wrażenie, że byli oni stworzeni aż nad to na wzór tytanów. Zarówno Władcy jak i pierwszym dwóm częściom Hobbita dałem bardzo wysokie oceny, natomiast nie potrafię takiej oceny dać tej części, w której uważam, że Jackson przedobrzył i jakby stracił koncepcję, której się trzymał w poprzednich swoich ekranizacjach dzieł Tolkienowskich.
Według mnie, już druga część nosiła znamiona "pogubionej koncepcji" i przesadzonych akcji, ale było to jeszcze do kupienia. Największą bolączką "trójki" moim zdaniem jest mnogość wątków, które są ciągnięte na siłę a nie wnoszą do filmu niczego konkretnego. Ile można było patrzeć na dzieci Barda? Ile na wątek miłosny Tauriel i Kiliego (swoją drogą było to niepotrzebne)? Męczący już Alfrid na którym już dawno powinni zrobić samosąd czy wreszcie ślepe na przemianę Thorina krasnoludy które pozwoliły w ogóle doprowadzić go do takiego stanu. Toć na kilometr było widać, że to już nie ta sama kompania. Wyprawa Legolasa i Tauriel do "miejsca śmierci jego matki", ale w zasadzie po co? Pytam poważnie, bo wątek mi umknął, ale być może z powodu zmęczenia maratonem.
Na tą chwilę surrealistyczne sceny walki pominę milczeniem. LotR 10 lat temu, przy starszej technologii wyglądał o wiele lepiej. Jackson przedobrzył, zgadzam się. Może później napiszę co mi się podobało, bo takich elementów też jest wiele. Nie zmienia to jednak faktu, że zwieńczenie Trylogii Hobbita zawodzi i jest najsłabszą jego stroną.
Eh macie rację jedynie aktorstwo jest spoko a tak ta część leży i kwiczy masakra
Co do aktorstwa faktycznie nie można się przyczepić, każdy swoją postać odegrał niemalże wzorowo w moim odczuciu. Szczególnie dobrze odegrane zostało szaleństwo Thorina, bałem się przesady ale absolutnie jej tam nie było.
Thorin Bilbo i cala reszta byli świetni :-) niestety reszta do kitu pójdę drugi raz w święta ale boję się że jeszcze bardziej straci ta część w moich oczach. Po zwiastunach myślałem że choć zbliży się do WP ale Władca to arcydzieło i nic mu nie zagraża najlepsze fantasy na świecie a Hobbit to kpina Niezwykła Podróż jeszcze ujdzie ale to też niestety max 8 a nawet nie eh szybko zapomnimy o Hobbicie a o Władcy nigdy