Moich, rzecz jasna :P Osobiście lubię poważnie podejście do tematu i takie też dostaję w Władcy Pierścieni - Dwie Wieże np., Diunie Lyncha, Blade Runner i innych wspaniałych adaptacjach/ekranizacjach. Hobbit natomiast zrobiony jest na odczepnego, i tak jedzie na renomie Władcy Pierścieni. Materiału na film z trudnością starcza na 2 godziny filmu, stąd zatrważająca ilość bzdurnych pomysłów, bezmyślnych postaci i niepoważnych akcji. Aktorsko również w większości drewno, choć w takich filmach nie ma zazwyczaj grać czego. To nie American Beauty. Podsumowanie zakończę pytaniem - co się z tobą stało Jackson?
Oj tam marudzisz :)
Sceny z wysłannikami gildii szantażującymi cesarza i atak czerwia na żniwiarkę mogły się podobać...
Ostatni Hobbit to słabiutki film, ale aktorstwo akurat jest na wysokim poziomie (szczególnie Martin Freeman i Richard Armitage) :)
Ale Tauriel drewniana jak Dębowa Tarcza, Legolas z zagipsowaną twarzą kompletnie zerowy... Alfrid słabiutki...
Haha :p Ale Alfrid jest dobrze zagrany. Co innego że jest tam niepotrzebny i wciśnięty na siłę, byśmy mieli co chwilą humor, pomimo tego ze miało być poważniej..
Alfrid jako taki zbędny, ale i nie powiem, że jakkolwiek zagrany - postać stworzona wyłącznie jako zapychacz czasu i stąd trudno cokolwiek pozytywnego w nim znaleźć...
Ciężko w ogóle doszukiwać się aktorstwa w takich filmach. A Hobbicie szczególnie. Drewno.
Nie zgodzę się. Armitage zagrał bardzo dobrze swoją rolę, a Freeman wzniósł się na wyżyny aktorstwa poprzez stworzenie postaci Bilba.
Freeman bardzo dobrze, szkoda tylko, że w gruncie rzeczy postać Bilba to trzeci plan. Aktorstwo Armitage'a trudno określić jako "dobre" - prawie cały film chodzi z jedną nadętą miną, przerwę robi kilka razy, żeby się skrzywić co ma symbolizować uśmiech i przez pół godziny udając "smocze szaleństwo", jakby grał w kinie niemym... [dla wyjaśnienia - obejrzyj jakiś film z czasów kina niemego i zwróć szczególną uwagę na mimikę aktorów - zrozumiesz co mam na myśli].
Naprawdę zamierzasz porównywać mimikę aktorów w kinie niemym i współczesnym? Właśnie dlatego, że aktorzy nie mogli wyrażać niczego słowami, sposobem ich wypowiadania czy tonacją głosu, mieli tak bogatą mimikę. Obecnie nie jest to konieczne, więc też nie ma sensu porównywać jednych i drugich.
Umiesz czytać ze zrozumieniem? Całkowicie się z tobą zgadzam. I [moim zdaniem] scenę "smoczego obłędu" Armitage zagrał tak, jakby grał w kinie niemym - z przesadną, czasem wręcz ocierającą o śmieszność manierą. Dlatego [między innymi] nie przyznaję mu, że zagrał "dobrze" - bo kino nieme odeszło w przeszłość już jakiś czas temu.
Według mnie tylko Bloom nie dał rady. A tak, to Hobbit roił się od dobrych aktorów ;)