Finał „Hobbita” to nie jest film zły. Efekty robiły wrażenie, muzyka momentami bardzo udana, plus nostalgiczne zakończenie nawiązujące do tego, co za wariactwa mają się w Śródziemiu wydarzyć później. Po prostu traktowałam ten film jako widowisko, spektakl, a średnio udaną fabułę spychałam na drugi plan. Więc bawiłam się dobrze. Ale tylko bawiłam. Nie analizowałam w głowie kolejnych scen rozpamiętując, jak genialnie były wykonane, jak to miałam w przypadku „Władcy”. To jak z „Avatarem”. Fabuła banalna, ale dzięki efektom i oprawie, film staje się dobry. Ale nigdy nie będzie arcydziełem.
Zapraszam do przeczytania mojej recenzji filmu na : http://kordelka.pl/kultura/hobbit-bitwa-pieciu-armii-recenzja/
i komentowania tutaj, lub na blogu. Ciekawa jestem, czy ktoś się ze mną zgadza, czy raczej ma zupełnie inne odczucia ;)
Gdyby mnie zapytano o to co poprawić w filmie i miałbym na odpowiedź 30 sekund to odparłbym: "Mniej wątków pobocznych (Alfrid, Tauriel i Legolas, dzieci Barda) na korzyść dopracowania zakończenia pod kątem właśnie Hobbita."
Bardzo spodobało mi się powiązanie całości z LotR, bo udało się to znakomicie. Prawdziwi wymiatacze zaraz po trzech częściach przygód Bilba Bagginsa mogą z marszu zasiadać do Władcy Pierścieni, bo to wszystko jest ze sobą świetnie połączone. Dlaczego jednak zapomniano o dokończeniu historii samego "Hobbita"? Co stało się ze skarbami Ereboru? Jak podzieliły się poszczególne rasy? Czy od tej pory można było mówić o nieformalnym sojuszu? No nie wiem, dla mnie zabrakło tego dopowiedzenia w końcówce. Pożegnanie Bilba z Kompanią też trochę marne, chociaż lekko chwytało za serce więc ten potencjał gdzieś był.
Generalnie rzecz biorąc mam sporo zastrzeżeń co do trzeciej części. Polecałbym raczej oglądać pod "opcją" maratonu, kiedy to jesteśmy na świeżo z historią, bo sam siebie pytam, czy warto byłoby iść do kina TYLKO na trzecią część rok po premierze drugiej. Niestety, coś mi mówi, że nie. To nie jest zły film, już sam fakt tylu podzielonych opinii sprawia, że Hobbit będzie żył jeszcze długo. Długo, lecz w cieniu swojego starszego brata - LotR`a.
Rzeczywiście, jakoś nie zwróciłam uwagi na to, że zupełnie zignorowali to, co potem stało się ze skarbami. Przyznam szczerze, że książkę czytałam już bardzo dawno więc nie wiem, czy tam zostało to wyjaśnione?
Maraton był dobrą opcją, ale moim zdaniem głównie dla tych, którzy nie widzieli wcześniej Hobbita w ogóle. Ja, kiedy trzecia część zaczynała się koło 4.00 byłam już dość znużona, a niestety, "Bitwa Pięciu Armii" nie była na tyle porywająca, żeby mnie całkowicie rozbudzić. A wcześniej byłam na nocnym maratonie Władcy i mimo, że oglądałam trylogię po raz kolejny (za to wersje reżyserskie po raz pierwszy), nie przysnęłam ani razu.
Będzie żył jeszcze długo (premiery w Polsce tak naprawdę przecież jeszcze nie było), ale jednak zdecydowanie krócej niż LOTR. A szkoda. Bo momentami "Hobbit" (jako cała trylogia) miał potencjał, żeby mu dorównać. Spieprzony niestety.
Ja niestety również nie pamiętam już książkowego pierwowzoru a filmy skutecznie mi ten obraz dodatkowo zaciemniają, bo chyba wyraziściej działają na szare komórki (wiem, temat otwarty, ale tak generalizuję). Ja przeżyłem kryzys właśnie na pierwszej części i obawiałem się dotrwania w dobrej kondycji do "Bitwy Pięciu Armii", lecz na szczęście nie było źle. U mnie część trzecia zaczęła się około 3.40 i moim zdaniem nawet to było godziną trochę za późną. Optymalnie maratonu tego typu powinny się zaczynać od 19.00 zamiast 21.00 bo nie widzę specjalnego powodu zwlekania tak długo a chyba każdy wolałby po filmach jeszcze wskoczyć do łóżka i względnie się wyspać. To tyle krótkiego dopisku do "rozbudzania się". Na sam koniec. Myślę, że Hobbit nie mógł dorównać LotR, to jednak inna liga ale mógł być skutecznym przykładem zrealizowania ciekawej i lżejszej historii. Pozdrawiam!
Masz racje dla mnie WP to arcydzieła ale nie zapominajmy że hobbit jest i był od początku skierowany dla młodzierzy szkolnej więc dla tego jest bardziej baśnią niż poważny filmem
No racja, ale młodzież szkolna nie ogląda tylko baśni. Ja we wczesnym gimnazjum oglądałam trylogię LOTRa i byłam zachwycona. Zresztą, na sali kinowej "Hobbita" jest o wiele więcej starszej młodzieży, przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie. Czy baśń, czy poważny film, w finałowej bitwie oczekuje się jakiegoś napięcia, poczucia prawdziwego zagrożenia, nie możności oderwania wzroku od ekranu... Mnie tego brakowało. + wizualnie, bitwy z LOTRa zrobiły na mnie o wiele większe wrażenie, co dziwi, skoro filmy dzieli prawie dekada różnicy. Cóż, nowocześniej widać nie znaczy lepiej...
Kwestia scen batalistycznych i scen walki jest również bardzo ciekawa w kontekście opowieści o Samotnej Górze. Trzeba naprawdę się wczuć w elementy płynące z ekranu żeby nadążać czasami za akcją (tutaj przywołam walkę z goblinami i ich królem). Sceny walki w "Hobbicie" są niebywale bardziej dynamiczne, dla mnie nawet zbyt dynamiczne. Nie miałem specjalnie szansy zawiesić na czymś oka a kamera już przeskakiwała kilka metrów w przód. W LotR mimo dynamizmu oczywiście, wszystko wydaje się odrobinę spokojniejsze i to jest zaletą. "Hobbit" pędzi na złamanie karku, ma być głośno, szybko i efektownie. Nota bene mogliby pominąć elementy opancerzenia czy uzbrojenia bo bez "stop klatki" nikt nie dostrzegłby tam błędów, więc albo faktycznie jest trochę zbyt szybko albo się zestarzałem.
Jeśli o bitwe chodzi to masz rację spodziewałem się czegoś podobnego do oblężenia minas tirith ale się zawiodłem
Moim zdaniem tu nie o to chodzi. Mówiąc "Hobbit" automatycznie wyciągnijmy na stół dwa pudełka spośród których jedno będzie podpisane "Tolkien" a drugie "Jackson". Wprowadzenie do filmu Azoga i całkiem pokaźne operowanie siłami zła umiejscowiło ten film wcale nie w kategorii "baśni dla młodzieży z gimnazjum" ale czymś bliższemu Władcy Pierścieni. Pierwsza część trzyma się jeszcze obu konwencji, to znaczy dość dobrze balansuje między lekką przygodą a poważnym filmem fantasy. Później lekkość przygody jest już pojęciem bardzo względnym a my widzimy właśnie próbę aspirowania do poziomu LotR. Przynajmniej ja odniosłem takie wrażenie. Tak na dobrą sprawę ciężko jest określić "target Hobbita".