Przepraszam za taki temat, ale przed chwilą pewien znajomy sprowokował mnie do jego założenia.
Na wstępie zaznaczam, że jestem jak najbardziej tolerancyjna, jednak nie rozumiem doszukiwania się homoseksualizmu tam, gdzie go nie ma.
Otóż kolega twierdzi, że we Władcy Pierścieni jak najbardziej są gejowskie podteksty i jako główną parkę wskazuje Froda i Sama. Nie tylko on, ile już się nasłuchałam komentarzy o ich rzekomej romantycznej miłości. Tylko dlaczego Sam cały czas podkochiwał się w Różyczce i wziął z nią ślub? W Internecie natykałam się na dyskusje, czy Legolas nie był przypadkiem homoseksualistą, bo... nie wiem czemu. Nie miał kobiety i posiadał delikatną urodę? Sam Ian McKellen twierdzi, że Gandalf był gejem.
Zejdźmy na temat Hobbita. Znajomy również stwierdził, że "Thorin i Bilbo w ostanim filmie to już przegięcie", porównał ich do Kiliego i Tauriel i uznał, że scena z żołędziem była dwuznaczna.
Serwując po Internecie widzę, że ta dwójka oraz inne postacie z tolkienowskiego światka chętnie są parowane w związki męsko-męskie (zauważyłam również duże zainteresowanie Legolasem i Aragornem) przez fanki, które piszą fanficki i rysują obrazki. Ok, spoko, jak ktoś lubi ich parować, niech to robi, jego hobby, tylko nie rozumiem tego usilnego wmawiania na siłę, że coś jest, a tego nie ma. Tolkien w swoich dziełach chciał pokazać siłę przyjaźni, jednak we współczesnych czasach jakieś większe przyjacielskie czułości między mężczyznami są interpretowane całkiem inaczej.
Jak ktoś chce to wszędzie się czegoś dopatrzy. Może kolega ma problem z tym tematem? Zawsze mnie śmieszy kiedy ludzie widzą w Teletubisiach transwestytów. Dlaczego się tak wysilał, żeby znaleźć gejów w Śródziemiu? Mi akurat temat obojętny, więc gejów nie widziałam, a jedyna romantyczna miłość była pomiędzy Aragornem i Arweną, ale też Tauriel i Kili i miłość Eowiny do Aragorna. Więcej romansów nie ma. Jak ktoś je widzi, to może widzieć je dosłownie wszędzie. Wątpię jednak, aby Tolkien miał na myśli związki dwóch mężczyzn pisząc te książki. Oczywiście każdy sobie może interpretować jak chce, ale moim zdaniem trzeba się mocno postarać, żeby zobaczyć homoseksualizm.
Przy okazji podobają mi się śmieszne fanarty i memy, z Aragornem i Legolasem, albo Legolasem i Gimlim. Zabawne są :) Ale to tylko zabawa
Niestety, takie mamy czasy... Ale jest światełko w tunelu, bo jeszcze można spotkać produkcje, gdzie takie rzeczy są obśmiewane, przykład - "Supernatural", gdzie w samym serialu wyśmiewa się insynuacje ,że Dean i Sama łączy coś więcej, niż miłość braterska. Kto oglądał, ten wie o co chodzi :D
No właśnie, Supernatural! Np. słynna scena "What is a slash fan?" albo Dean i Cas :P
Jeszcze Aragorn/Boromir, haha. Ogólnie jakoś podczas wyświetlania WP w kinach w latach premier wszystko było okej, dopiero z biegiem lat można zauważyć jak publiczność reaguje na w/w sceny Sam/Frodo, Legolas/Gimli itd. Myślę, że to faktycznie ma związek z rozpowszechnianiem mniejszości seksualnych i niszczenia symboliki rodziny, przyjaźni i miłości.
Takich ,,wymyślonych gejów" jest bardzo dużo i to nie tylko odnośnie postaci z władcy czy hobbita.
Mnie też się to nie podoba. Tak jak powiedziałaś, szukają na siłę jakichkolwiek relacji i robią z tego miłość, jakby nie potrafili zrozumieć, że istnieje coś takiego jak PO PROSTU przyjaźń.
Frodo i Sam - faktycznie w paru miejscach było... dziwnie. Nie chodzi o zamysł reżysera, ale zachowania, sposób gry i ogólnie predyspozycje chociażby takiego Elijaha Wooda... No ciężko było nie odnieść miejscami takiego wrażenia, szczególnie, że Frodo w wykonaniu Drewniaka był raczej zniewieściały.
Thorin i Bilbo - Bzdura, bzdura i jeszcze raz bzdura. Wiele złego mówiłem o Hobbicie, ale akurat Thorin i Bilbo byli dość wiernie oddanymi i dodatkowo pogłębionymi bohaterami z kart powieści. I pogłębienie nie polegało na zacieśnieniu ich relacji do momentu, w którym jeden z drugim nie mógłby pogadać o żołędziu w sposób nie wiążący się w żadnym wypadku z erotyzmem. Podejrzewam skąd bierze się to przeświadczenie. Thorin w inkryminowanej scenie zachowywał się jak na niego dziwnie, wcześniej w żadnym filmie nie pokazywał cieplejszej strony swojego charakteru, podczas gdy podobne zachowania u Aragorna (nie oszukujmy się, w filmach to bohaterowie analogiczni) były na porządku dziennym. Stąd ludzie mogli odnieść takie wrażenie, przez silny kontrast potęgujący efekt Thorina nie zachowującego się jak arogancki wojak i arystokrata.
Nietypowe zachowanie Thorina można nawet z punktu widzenia fabuły łatwo wyjaśnić. Krasnolud był w tym punkcie fabuły pod wpływem silnego stresu, co wynikało z trawiącego go powoli szaleństwa. Przypadek dość częsty w depresji - gdy osobie cierpiącej na chorobę, która w dużym uproszczeniu polega na odczuwaniu głównie negatywnych emocji, trafi się moment lżejszy, to często mamy podobne sytuacje - dużą wylewność, ckliwość etc. Thorin mimo, że posiadł górę, złoto nie był szczęśliwy, trawiły go podejrzenia, lęk, złość, zawiść. Przypadek bardzo podobny, do stanu ciężkiej depresji.
Sam i Frodo to jeszcze nic - paring ich postaci to stara historia :) "Fanowska" wyobraźnia upodobała sobie ostatnimi czasy (O, Eru!) Boromira i Aragorna!
Bardzo perwersyjna para. Najpierw jeden prosi żeby do niego strzelać, potem drugi decyduje się na odrąbanie mu ręki.
jeśli chodzi o Gandalfa... to już stawiam, że podkochiwał się w Galadrieli, a Legolas, nieszczęśliwie w Tauriel
powiem szczerze że jakbyś tego nie napisał to widziałbym tylko o domniemaniach co do orientacji Legolasa, ale żeby robić gejów z Froda i Sama? oglądałem Władcę Pierścieni kilka razy, ale nigdy nie przyszło mi nic takiego do głowy
Rozumiem, że przez "Władcę Pierścieni" rozumiesz film, nie książkę.
To wina reżysera i tego jak poprowadził beznadziejnego aktora jakim jest Wood. Gość gra we "Władcy" każdą scenę, która nie jest sceną akcji, zasadniczo w podobny sposób. Wydaje mu się, że aby wyrazić smutek, radość, ból to trzeba podnieść brewki, zrobić maślane oczka i piskliwym głosikiem zawołać: "Gandaalff?, "Saamm?" albo, dla urozmaicenia, "Och, Saaammm...". Trudno się więc dziwić, że ludzie mawiają, że zagrał jak ciota, bo zagrał. Jakby miał talent, dajmy na to, Freddiego Mercury'ego lub Iana McKellen'a to by go nikt normalny i przy zdrowych zmysłach od ciot nie nazywał. A że gość się z powołaniem minął, to niech cierpi, bo zagrał małą, bezradną, 7 letnią dziewczynkę zamiast Froda.
Natomiast szkoda mi trochę aktora, który grał Sama. Kojarzę gościa z komedii dla nastolatków na VHS-ach z lat 90-tych, przez co mam sentyment. Poza tym fizycznie bardzo na Sama pasuje i jeszcze w "Drużynie" stara się dać odpór podrywom Wooda, ale im dalej w las tym gorzej. Czyli wina reżysera jest podwójna. A nawet potrójna, bo o ile Frodo nawet w ksiazce jest dość "bezbarwną", w mojej opinii, postacią w porównaniu do innych bohaterów, to Sam jest dla mnie absolutnie kluczowy jako postać, do tego genialnie napisaną/opisaną przez Tolkiena.
Szczerze mówiąc, to gra tej dwójki, ale szczególnie Wooda, jest tak tragiczna, że ja jak teraz sobie puszczam Trylogię, to po prostu przewijam te sceny, bo nie mogę zdzierżyć. Co więcej, moja ocena tych filmów byłaby o punkt wyższa gdyby nie te 2 cioty, które kompletnie wypaczyły oryginały. Jak grasz ciotę w "brokbejn mountains" albo "Filadelfii" i grasz ją dobrze, to wszystko jest w jak najlepszym porządku. Jak grasz Froda jako ciotę, to nie.
Koledze powiedz natomiast, że nie ma nic złego w dopatrywaniu się we "Władcy Pierścieni" wątków homoseksualnych. Problem jest wtedy, jeśli nazywasz siebie fanem świata tolkienowskiego a mimo to myślisz, że geje to zło.
PS.I błagam, czy wszyscy już w drugim zdaniu, jak piszą o religii, pedałach, czarnych, Janie Pawle, Fladze itd., muszą podkreślać, że są tolerancyjni? Po pierwsze to dewaluuje to słowo i tak mocno już niezrozumiałe, coraz bardziej i bardziej. A poza tym czy nie lepiej po prostu napisać co się ma na języku, bez podkreślania? Ludzie i tak się jorgną prędzej czy później czy jesteś czy nie jesteś i co im bardziej pasuje (nie do Ciebie piję Yennefer_123, taką zauważyłem po prostu prawidłowość, a Ty akurat zawinęłaś/eś tym słowem w poście).
Frodo i Sam to jest kumpelstwo. Że nasi polscy macho mają problem z kimś nie walącym od razu w zęby, to ich problem. W brytyjskich szkołach z internatem kwitła za czasów Tolkiena kultura homo, ale zarówno Tolkien, jak i Lewis, stanowczo się od niej odżegnywali. Mogli pastować buty połowie kumpli, ale 'za moją dziurkę dasz oko' (jak pisał Hemingway). Gandalf... no cóż, to już osobista interpretacja McKellena. Jak dla mnie - 200% celibat.