Orlando Bloom stworzył bardzo wyrazistą postać Legolasa, głównie dzięki niezwykłemu darowi danemu od samego Pana Boga jakim jest załamywanie grawitacji i mimice twarzy. Oskary się posypią dla jego wybitnego kunsztu aktorskiego!
Najsmutniejsze jest to, że Legolasa we Władcy oglądam z przyjemnością i tam gra akurat gra dobrze, a w Hobbicie czasem mam ochotę odwrócić wzrok od ekranu, aby nie patrzeć na jego poprawianą facjatę i neonowe oczy.
Racja, dziwnie to wygląda. Zdecydowanie wolałam go w Lotrze. Był jakiś taki inny, łagodniejszy, nie tylko z wyglądu, ale przede wszystkim charakteru. Nie będę wspominać o sami wiecie jakiej scenie, bo szkoda gadać.
Parsknęłam śmiechem. Akurat Orlando Blooma chyba nikt nie podejrzewał, że nagle nabierze umiejętności i stworzy wybitną kreację? Moim zdaniem gra nieco lepiej niż we Władcy, gdzie dostał rolę objaśniającego rzeczywistość ("Goblins!", "Orcs!", "Crebains from Dunland!") i zamiast prawdziwych dialogów dostał same ochłapy. Więc tym razem było nieco lepiej.