Jak zawsze reżyser nie trzyma się książki (i chodzi nie tylko o Hobbita i LOTR) co jest wielkim minusem, aczkolwiek wprowadzenie romansu Elfki i Krasnoluda wyszło jak najbardziej na ogromny PLUS. Oglądając "Bitwę 5 armii" cały czas miałam nadzieję, że reżyser zmieni jeszcze jedną rzecz - że Kili przeżyje. No, ale niestety tak się nie stało.
Śmierć trójki bohaterów- Thorina, Kilego i Filego była wzruszającym momentem. Mogło to zostać lepiej nakręcone, ale grunt, że nie zostało całkowicie sknocone. O ile śmierć Filego i Thorina nie była wzruszająca a jedynie smutna, to śmierć Kilego spowodowała pustkę w moim sercu i potok łez.

Odwołując się do bardzo żałosnych komentarzy dotyczących, waszym zdaniem, śmiesznego skakania Legolasa po kamieniach przeczącego grawitacji - przestańcie udawać, że znacie dzieła Tolkiena. Gdybyście faktycznie byli takimi znawcami to wiedzielibyście, że Elfy są szybkie, zwinne i lekkie, a co za tym idzie grawitacja działa na nich w innym stopniu niż na inne istoty. Dodatkowo to jest świat fantazyjny, więc skoro mogła pojawić się w nim magia to i Legolas mógł robić rzeczy, których w rzeczywistym świecie nikt by nie zrobił.

Jeżeli chodzi o przemianę Galadriel - słodka i piękna kobieta jest odzwierciedleniem jej dobra i czystej duszy. Pokazanie jej jako straszliwego demona (to słowo chyba dobrze odzwierciedla tą postać) jest odzwierciedleniem jej złej i potężnej strony.

Wprowadzenie tych robokołaków było baz sensowną zagrywką reżyserską. Zamiast wymyślać nowe stworzenia i tracić czas na ich tworzenie, powinien był skupić się na jakimś ważnym wątku opisanym w książce.

A wracając do poprzednich części to jednej rzeczy bardzo mi zabrakło, a mianowicie przeprawiania się przez rzekę, do której wpadł Bombur czego następstwem było dźwiganie otyłego krasnoluda przez resztę kompanii.

Podsumowując, trzecią część trylogii Hobbita uważam za jak najbardziej udaną. Liczyłam się z tym, że będzie gorsza od pozostałych 2 części a okazała się najlepsza ze wszystkich.