Niby cały czas jakaś bitwa, niby cały czas walczą, jednak wszystko jest tak samo widoczne, jak starcia w Transformersach. Dodatkowo walki nie wiedzą, kiedy się skończyć. Cały czas ktoś się tłucze. Nie pamiętam dosłownie żadnej ekscytującej sceny. Czy to przez ich nawał, czy to przez ich brak? Nie wiem.
Dialogi ograniczają się do rzucania starymi jak świat epickimi sloganami. Tak jakby zamiast scenariusza aktorzy trzymali "Listę najsławniejszych tekstów w historii kina". Nic oryginalnego, nic zaskakującego.
Smaug umiera w pierwszych pięciu minutach. Niby wiedziałem, że tak się stanie, niby tak powinno być, jednak pod koniec drugiej części wydawało się, że mieszkańcy mają srogo przekichane. Że Smaug urządzi im piekło. Teoretycznie to właśnie zrobił. Lecz to wszystko stało się tak szybko, a "Niezwyciężony" Smaug padł tak łatwo, że nie zrobiło to na mnie najmniejszego wrażenia.
Przyznam szczerze, film miał momenty. Szaleństwo Thorina zostało poprowadzone naprawdę dobrze. Moją ulubioną sceną pozostaje rozmowa z Bilbem o żołędziu.
Film stara się wyglądać jak Władca Pierścieni. Tylko że Hobbit to nie jest władca pierścieni. Na domiar złego mamy kilka luk fabularnych. I czy naprawdę muszę wspominać "fenomenalny" występ Beora?
Ogólnie słabszy od słabej drugiej części. Prawie wszystko, co dobrego miała druga część, tutaj zniknęło. Czasem wydaję mi się, że Peter Jackson po wypuszczeniu "Pustkowia Smauga" powiedział sobie, "No dobra... Historia nie skończona, więc muszę to dociągnąć...".
Niestety, muszę się z Tobą zgodzić.
Co do Smauga, to było do przewidzenia że Bard w cudowny sposób trafi smoka, ale nie spodziewałam się że załatwią to w przysłowiowe 5 minut. Łatwo i szybko, nie zrobiło wrażenia.
Szajbę Thorina też uważam że była na plus i motyw przyjaźni z Bilbem.
Może lepiej by było gdyby film był dłuższy i trwał te prawie 3 godziny, a nie 2, to może wtedy dałoby się zrobić bardziej porządniejszą i epicką bitwę...bo tak, to potem tylko pokazywali jak Legolas się tłucze z kolegą Azoga (czy Legolas w LOTRZE też był AŻ TAK przekokszony? : D) albo o zgrozo Tauriel i Killi'ego. Zdecydowanie za dużo czasu dla tej dwójki. Nie wspominając już o tym jednobrwiowym kretynie.
Jeszcze ta bojowa świnia, Legolas latający na nietoperzu, Thorin z resztą popie rdzielający na jakiś koziołkach...dla mnie to już trochę idiotycznie wyszło.
Jeszcze te sceny gdzie Gandalf łazi między napierdzielającymi się krasnoludami,elfami, orkami, jakby na zwiedzanie przyszedł, Bilbo tak samo się gdzieś tam parę razy plątał jak gdyby nigdy nic czy Thorin ze swoim kuzynem, urządzający sobie pogawędkę w środku bitwy...no i efekty...wydaję mi się że były sztuczniejsze niż w pierwszych dwóch częściach.
Ogólnie to 1 i 2 część zdecydowanie bardziej mi się podobały. Tutaj zabrakło klimatu i tego czegoś, nie było żadnego momentu zaskoczenia. Takie wydaję mi się to zrobione na odpierdziel, byle by tylko jakieś zakończenie zrobić.
Pamiętam także, że jak we "Władcy Pierścieni" ktoś rąbał mieczem, to rąbał. Leciały łby, lała się krew. O ile w "Hobbitcie" też padają łby, o tyle walki wydają się szalenie bezkrwawe. Tak jakby orkowie byli zupełnie jej pozbawieni.
Nie wiem czemu, ale śmierć Killiego mi się podobała. Wątek miłosny może faktycznie zbędny (był już zbędny od drugiej części), ale sama śmierć wyszła naprawdę dramatycznie. Przypomnę, że w książce wyglądało to tak: "Kili i Fili polegli. Dziękuję, do widzenia".
Co do Legolasa to trzeba przyznać twórcą, pierwszy raz w historii kina skończyły mu się strzały (XD). Ale racja, fikołki takie robi, że ta "starsza" wersja z "Władcy Pierścieni" może tylko pozazdrościć.
Świnia jest taką przeciwwagą dla jelenia. Zupełnie niepotrzebne przekokszenie wierzchowca. W "Władcy Pierścieni" były tylko i wyłącznie konie i kucyki. Nawet "legendarny" koń, nie był jakimś jednorożcem, czy pegazem, tylko po prostu białym koniem.
Swoją drogą, skąd krasnoludy wzięły te kozły? Bo wydaję mi się, że nagle im się pojawiły.
"Thorin ze swoim kuzynem, urządzający sobie pogawędkę w środku bitwy"
Tak, to mnie rozwaliło ;).
"no i efekty...wydaję mi się że były sztuczniejsze niż w pierwszych dwóch częściach"
Tak samo mi się wydaję...
"Ogólnie to 1 i 2 część zdecydowanie bardziej mi się podobały."
Mnie też... Nie lubię żadnej z części "Hobbita". Jedynie dwójka wydaje mi się najmniej słaba, a jedynka miała swoje, czasem nawet długie, momenty. Trójka wydaje się jednak zdecydowanie najgorsza...
Już bez przesady, że w LOTRze lała się krew. No ale tam było czuć siłę uderzeń, wszyscy byli "twardzi". A w Hobbicie kiedy ktoś wbija miecz w komputerowego orka wygląda jakby wbijał w masło.