Niestety "Bitwa..." potwierdziła moje obawy, że będzie źle. I było, bo z obrazu, który spokojnie można było dolepić do Pustkowia Smauga, zrobiono ok. 2h gniota, z CGI wylewającym się z ekranu, nielogicznymi i głupimi scenami i wątkami kończonymi na prędce. Sama bitwa została poprzerywana bezsensownymi pojedynkami i pomimo niezłego początku, w miarę rozwoju wydarzeń czułem się coraz bardziej rozgoryczony. Tak naprawdę, gdybym nie poszedł na maraton i nie obejrzał wszystkich części na raz jako jeden film, to miałbym o wiele bardziej zepsuty humor. Trzecią część Hobbita porównuję do historii z LOtRa, dziejącej się po wygranej bitwie o Gondor. Na plus zasługują rendery Dale i Ereboru, gra aktorska i... armia krasnoludów.