Wg. mnie to najsłabsza część z wszystkich ostatnich ekranizacji Tolkiena. Jedzie popcornem na kilometr. Jakaś magia niby jest ale bliżej jej do Narnii niż Śródziemia. Nie chce już wspominać o tych przedziwnych akrobacjach bohaterów, bo to w Hobbicie norma :/ Ale jakieś żarciki między jedną rzezią a drugą? Kasa, kasa, kasa. Ale co zrobić.
Ogólnie to z jednej strony szkoda że już koniec, a z drugiej może i dobrze. Niby Hobbit pisany był bardziej dla dzieci i nie był tak poważnym dziełem jak Władca, ale kurcze można było naprawdę jakoś utrzymać poziom. Teraz czekam na ekranizację innych serii fantasy - polscy pisarze (nie biorąc pod uwagę nawet Sapkowskiego) naprawdę potworzyli świetne powieści i aż się prosi o ekranizacje. Chociaż z drugiej strony... "Pan Lodowego Ogrodu" byłby niezłym wyzwaniem dla speców od efektów ;)
Aha - i jeszcze jedno. Nigdy więcej 3D. Po raz pierwszy odetchnąłem na koniec filmu. HFR + 3D = ból głowy prawie jak na kacu. Ja już podziękuję...