Witam wszystkich.
Dawno się na filmwebie nie udzielałem, jednak seans nowego Hobbita wywołał u mnie na tyle silne emocje, że chciałem podzielić się moją opinią i przekonać czy podzielają ją inni (po przeczytaniu paru tematów wiem, że parę osób się znajdzie). Niestety jest to negatywna opinia, jednak nie oceniajcie mnie jako trolla ponieważ jestem fanem Śródziemia, filmów PJ i zdanie jakie wyrobiłem sobie na temat filmu chciałbym oprzeć na uzasadnionych argumentach.
Zaczynając od początku, kiedy dowiedziałem się, że Hobbit zostanie podzielony na trzy części bardzo się ucieszyłem, uwielbiam klimat Władcy, uważam że w trylogii Jackson stworzył świetną atmosferę, i przedłużaniu ekranizacji przygód śródziemia wyraziłem aprobatę. Mało tego, mimo, że całość filmowego Hobbita jest gorsza niż LOTR to po pierwszych dwóch częściach i tak byłem pozytywnie zaskoczony, że cienka książka nie ciągnie się jak z flaki z olejem (a jeśli nawet momentami tak było, to były to smaczne flaki). Dlatego po pierwszych dwóch częściach, które powiedzmy, że się obroniły liczyłem że Bitwa będzie wisienką na dość smacznym torcie. No i faktycznie była, ale niestety trochę robaczywą, trochę zgniłą wisienką.
Nie jestem jakimś wyszukanym kinomanem ale potrafię dostrzec różnicę pomiędzy „Rekinado” a „Więźniem nienawiści”, dlatego nawet mimo całej mojej sympatii do Władcy wiele rzeczy po prostu raziło.
- gra aktorska raczej nie powala, bohaterowie są albo pozbawieni emocji, albo mają ich aż nadmiar (oczywiście nie wszyscy). Pojawiają się postaci zupełnie niepotrzebne jak Alfrid, który do filmu nie wnosi nic, nie jest śmieszny lecz żałosny, liczyłem, że może odegra jakąś rolę jak np. Grimma w LOTR, ale tu nic z tego.
- motyw przewodni czyli bitwa pięciu armii – niestety ale bardzo niedopracowana i poprowadzona bez jakiegoś większego sensu. Spora i efektowna armia elfów zostaje zaskoczona przez armię krasnoludów. Armię? Może coś przeoczyłem ale dla mnie to wyglądało jak zbiórka w dwuszeregu na wfie w 30 osób. Z drugiej strony wśród elfów stoi oddział ludzi – zmęczonych, głodnych, którzy dopiero co przeżyli atak smoka, ledwo co uzbrojonych – i nie wiem którędy, nagle wracają do miasta bronić go przed ogromnymi napływami kolejnych fal orków, a jedyna scena oblężenia, to gdy 4 trolle strzelają z przenośnych katapult, a jeden rozwala mur z bańki. Co jakiś czas ujęcia jednego z bohaterów (nie pamiętam dokładnie, chyba Gandalfa), który komentuje przebieg bitwy: „O, nie! Zniszczą nas” następnie ni stąd, ni zowąd „O, tak! Pojawiła się nadzieja, możemy obronić miasto!”. OK, Zabijają Bolga i Azoga, ale zwrot w bitwie i jej zakończenie trwa wspominane przez innych 4 sekundy. Przylatują orły i koniec.
- Fajnie zaczął się motyw gdy Elrond i Saruman walczyli z nazgulami, wreszcie było pokazane jak powinien walczyć czarodziej, niestety trwało to krótko i skończyło się wjazdem Radagasta na ostrym drifcie. Kolejne walki czarodzieja to już tylko okładanie orków kijem przez Gandalfa.
- Z tolkienowskich pozycji czytałem władcę i hobbita, nie miałem przyjemności z jego innymi zapiskami, dlatego motywy wprowadzone z innych książek mogłem oceniać tylko na podstawie filmu. I tutaj uwaga do wszystkich części, niestety ale te motywy wprowadzają duże zamieszanie, mało wyjaśniają, są poruszone wątki, które mogłyby być ciekawe, ale są albo niedokończone albo skompresowane do paru sekund, takie w sumie pobudzenie apetytu i tyle.
- Muzyka może nie najgorsza, ale jedyne momenty gdy naprawdę zwróciłem na nią uwagę to skopiowane takty z władcy (tytułów nie pamiętam) i Thrice Welcome z pustkowia smauga.
- Wiele absurdalnych (nawet jak na fantasy) scen typu zaklinowany most, bieganie po spadających kamieniach, tafla lodu odporna na potężne uderzenia głazem przebita z bańki przez wypływającego azoga itd.
Takich niedociągnięć jest niestety wiele, i nie są to naturalne błędy w filmie jakie się wybacza (jak np. inne ułożenie rekwizytów w różnych ujęciach, czy odbijająca się kamera, takich drobiazgów w Powrocie króla znaleziono mnóstwo natomiast oglądając film w zasadzie nie zwracało się na to uwagi) W Bitwie są to logiczne wpadki, bezsensowne rozwiązania, które co najgorsze mogłyby zostać w naprawdę prosty sposób rozwiązane (np. wkleić dwa rzędy krasnoludów więcej do ich armii).
Powodem dlaczego ten film wygląda tak a nie inaczej według mnie może być albo nacisk „kogoś z góry” żeby zrobić naszpikowaną komputerem wojenkę, której ostatecznie to zaszkodziło, albo po prostu wypalenie Jacksona. Facet zrobił niesamowitą robotę z władcą i chwała mu za to, ale być może nawet najciekawsza praca może prowadzić do wypalenia, zresztą jak dobrze wiemy najlepszy klub piłkarski nie co sezon zdobywa wszystkie trofea i nie każda płyta Metalliki jest arcydziełem.
Witam wszystkich.
Dawno się na filmwebie nie udzielałem, jednak seans nowego Hobbita wywołał u mnie na tyle silne emocje, że chciałem podzielić się moją opinią i przekonać czy podzielają ją inni (po przeczytaniu paru tematów wiem, że parę osób się znajdzie). Niestety jest to negatywna opinia, jednak nie oceniajcie mnie jako trolla ponieważ jestem fanem Śródziemia, filmów PJ i zdanie jakie wyrobiłem sobie na temat filmu chciałbym oprzeć na uzasadnionych argumentach.
Zaczynając od początku, kiedy dowiedziałem się, że Hobbit zostanie podzielony na trzy części bardzo się ucieszyłem, uwielbiam klimat Władcy, uważam że w trylogii Jackson stworzył świetną atmosferę, i przedłużaniu ekranizacji przygód śródziemia wyraziłem aprobatę. Mało tego, mimo, że całość filmowego Hobbita jest gorsza niż LOTR to po pierwszych dwóch częściach i tak byłem pozytywnie zaskoczony, że cienka książka nie ciągnie się jak z flaki z olejem (a jeśli nawet momentami tak było, to były to smaczne flaki). Dlatego po pierwszych dwóch częściach, które powiedzmy, że się obroniły liczyłem że Bitwa będzie wisienką na dość smacznym torcie. No i faktycznie była, ale niestety trochę robaczywą, trochę zgniłą wisienką.
Nie jestem jakimś wyszukanym kinomanem ale potrafię dostrzec różnicę pomiędzy „Rekinado” a „Więźniem nienawiści”, dlatego nawet mimo całej mojej sympatii do Władcy wiele rzeczy po prostu raziło.
- gra aktorska raczej nie powala, bohaterowie są albo pozbawieni emocji, albo mają ich aż nadmiar (oczywiście nie wszyscy). Pojawiają się postaci zupełnie niepotrzebne jak Alfrid, który do filmu nie wnosi nic, nie jest śmieszny lecz żałosny, liczyłem, że może odegra jakąś rolę jak np. Grimma w LOTR, ale tu nic z tego.
- motyw przewodni czyli bitwa pięciu armii – niestety ale bardzo niedopracowana i poprowadzona bez jakiegoś większego sensu. Spora i efektowna armia elfów zostaje zaskoczona przez armię krasnoludów. Armię? Może coś przeoczyłem ale dla mnie to wyglądało jak zbiórka w dwuszeregu na wfie w 30 osób. Z drugiej strony wśród elfów stoi oddział ludzi – zmęczonych, głodnych, którzy dopiero co przeżyli atak smoka, ledwo co uzbrojonych – i nie wiem którędy, nagle wracają do miasta bronić go przed ogromnymi napływami kolejnych fal orków, a jedyna scena oblężenia, to gdy 4 trolle strzelają z przenośnych katapult, a jeden rozwala mur z bańki. Co jakiś czas ujęcia jednego z bohaterów (nie pamiętam dokładnie, chyba Gandalfa), który komentuje przebieg bitwy: „O, nie! Zniszczą nas” następnie ni stąd, ni zowąd „O, tak! Pojawiła się nadzieja, możemy obronić miasto!”. OK, Zabijają Bolga i Azoga, ale zwrot w bitwie i jej zakończenie trwa wspominane przez innych 4 sekundy. Przylatują orły i koniec.
- Fajnie zaczął się motyw gdy Elrond i Saruman walczyli z nazgulami, wreszcie było pokazane jak powinien walczyć czarodziej, niestety trwało to krótko i skończyło się wjazdem Radagasta na ostrym drifcie. Kolejne walki czarodzieja to już tylko okładanie orków kijem przez Gandalfa.
- Z tolkienowskich pozycji czytałem władcę i hobbita, nie miałem przyjemności z jego innymi zapiskami, dlatego motywy wprowadzone z innych książek mogłem oceniać tylko na podstawie filmu. I tutaj uwaga do wszystkich części, niestety ale te motywy wprowadzają duże zamieszanie, mało wyjaśniają, są poruszone wątki, które mogłyby być ciekawe, ale są albo niedokończone albo skompresowane do paru sekund, takie w sumie pobudzenie apetytu i tyle.
- Muzyka może nie najgorsza, ale jedyne momenty gdy naprawdę zwróciłem na nią uwagę to skopiowane takty z władcy (tytułów nie pamiętam) i Thrice Welcome z pustkowia smauga.
- Wiele absurdalnych (nawet jak na fantasy) scen typu zaklinowany most, bieganie po spadających kamieniach, tafla lodu odporna na potężne uderzenia głazem przebita z bańki przez wypływającego azoga itd.
Takich niedociągnięć jest niestety wiele, i nie są to naturalne błędy w filmie jakie się wybacza (jak np. inne ułożenie rekwizytów w różnych ujęciach, czy odbijająca się kamera, takich drobiazgów w Powrocie króla znaleziono mnóstwo natomiast oglądając film w zasadzie nie zwracało się na to uwagi) W Bitwie są to logiczne wpadki, bezsensowne rozwiązania, które co najgorsze mogłyby zostać w naprawdę prosty sposób rozwiązane (np. wkleić dwa rzędy krasnoludów więcej do ich armii).
Powodem dlaczego ten film wygląda tak a nie inaczej według mnie może być albo nacisk „kogoś z góry” żeby zrobić naszpikowaną komputerem wojenkę, której ostatecznie to zaszkodziło, albo po prostu wypalenie Jacksona. Facet zrobił niesamowitą robotę z władcą i chwała mu za to, ale być może nawet najciekawsza praca może prowadzić do wypalenia, zresztą jak dobrze wiemy najlepszy klub piłkarski nie co sezon zdobywa wszystkie trofea i nie każda płyta Metalliki jest arcydziełem.
Masz rację. Ten film miał być głośny, kolorowy i widowiskowy. I liczono, że wyżej wymienione zaślepi widzów, że nie zobaczą reszty. Już daruję sobie porównania z LOTRem. I tak Hobbt ma przez niego zawyżoną u mnie ocenę. Gdyby nie sentyment do Władcy po Hobbicie jechałabym jak po łysej kobyle, a tak tylko punktuję błędy i głupoty, ale wystawiam szósteczkę z serduszkiem. Po kolei:
- aktorstwo: a co tu grać? Bilbo - wg mnie świetny. Taki swojski i przaśny jak hobbit ma być. Ale co z tego, jak jest go kapka, a w trakcie bitwy, całkiem wygodnie uderza się w głowę i traci przytomność. Miał chłopina szczęście, że go nikt nie przydeptał takiego leżącego. Thranduil - fabolous, ale miałam wrażenie, że on chce ten skarb, bo mu błyskotki do szat się pokończyły i chce nowych. Thorin - jak pisałam w innym poście, zamiast pozwolić aktorowi grać obłęd to ten obłęd pokazywano. A szkoda, bo radził sobie nawet zgrabnie. Thorin, Kili, Bard - Aragorn wannabe, ale sorry, Viggo Mortensen jest tylko jeden. Legolas - uwielbiam Orlanda właśnie za Legolasa, ale PJ zrobł mu (aktorowi i postaci) krzywdę tym filmem. Alfrid mnie akurat śmieszył - żart na poziomie wątku romantycznego Kili/elfka. Tylko, że jedno miało śmieszyć a drugie nie koniecznie.
- bitwa: muszę przyznać, że jak wyskoczyła ta armia krasnoludów to robiłam awww. Wyglądali jak przebrane dzieci :D Robołaki czy jak się to zwało - chyba wszystko zostało już napisane. Starcia jeden na jeden: że nikt nie nabija się z bardowego "jadę ci wpie**olić" to mnie dziwi, bo ja pokładałam się ze śmiechu. Śmierć Filiego - obawiałam się, że będzie mocna, ale skończyła się zanim się zaczęła. Kili tak leciał mścić się za brata, że umarł za elfkę, której nie oszukujmy się - nawet nie znał (skąd ta wielka nieskończona miłość? PJ raczy wiedzieć). Scena zwolnionego tempa i NOOOO i ta rozpacz elfki - siedziałam z WTF? O_o. Throin vs Azog - liczyłam na ciekawy pojedynek, a dostałam cholera wie co. Kriksus nigdy nie należał do najlotniejszych, ale tłuc lód, stojąc na nim, będąc samemu przyczepionym do wielkiego kamienia - da hell? Thorin stojący na tym lodzie zamiast spieprzać na schody - aż się prosił, by go zabić. Ale jedno muszę oddać, dzień przed Hobbitem oglądałam Ichi The Killer i jak Azog przebił Thorinowi nogę to aż się uśmiechnęłam sama do siebie (Kakihara!)
Szkoda, ze w całej tej bitwie zabrakło scen zbiorowych.
I dodam na koniec, po czym można poznać klasę aktora. Elfka do Thranduila - czemu to tak boli? czemu? ach! zabierz to ode mnie! królu! boli! Miłość! - ludzie w kinie - O_o
chwilę później, Bilbo i Gandalf, zero słów, tylko spojrzenia i pochrząkiwanie - i wszystko jasne :)