Jestem świeżo po seansie ostatniej części "Hobbita" i muszę z wielką przykrością przyznać, że dawno się tak nie rozczarowałem. Może zbyt mocno się nastawiałem na epickie zakończenie jak w "Powrocie Króla", ale chyba nie tylko tutaj leży problem. Największym mankamentem w "Bitwie Pięciu Armii" jest zanik fabuły. 75% to sceny walki i sceny akcji, które zrobione są w tak nieciekawy i absurdalny sposób, że przykro się to ogląda (Krasnolud na dziku, Legolas skaczący po kawałkach lodu niczym Neo z "Matrixa"). Wielka, wielka szkoda, że tak kończy się ta seria, ale można było się tego spodziewać po rozłożeniu 220 stronicowej książki na trzy filmy po +2,5 godziny.
Moja ocena filmów z uniwersum Śródziemia:
Drużyna Pierścienia 10/10
Dwie wieże 10/10
Powrót króla 10/10
Niezwykła podróż 8/10
Pustkowie Smauga 6/10
Bitwa Pięciu Armii 4/10
Moje wydanie Hobbita ma 310 stron. :<
Zresztą nie wiem o jakim zaniku fabuły mówisz. Przecież ta bitwa to był jej najważniejszy punkt.
Marna próba odwrócenia uwagi od krytyki + umniejszanie wartości merytorycznej cudzej opinii.
Niech książka ma nawet 500 stron i tak uważam, że jest to za mało, aby tworzyć z tego filmową trylogię, ale to tylko moja opinia. Bitwa może i była najważniejszym punktem ostatniej części "Hobbita", ale dla mnie sama bitwa w sobie nie jest spektakularna pod względem fabularnym. Akcji jest może i dużo, ale brakuje czegoś takiego co by mnie wgniotło w fotel i zaparło dech w piersiach, brakuje tej całej magii Śródziemia, tego co pokochało tak dużo widzów i dzięki czemu projekty na podstawie twórczości Tolkiena przeszły do popkultury.