Prawdę mówiąc, tylko ja i moja dziewczyna zostaliśmy trochę dłużej w sali, bo jeszcze na napisy, słuchając przy tym The Last Goodbye.
Już po śmierci Filego, pomimo tego, że wiedzieliśmy dobrze, jak to się skończy, obojgu z nas łzy podeszły do oczów. Dzieła dopełniła ostatnia rozmowa Thorina i Bilbo, a potem jeszcze The Last Goodbye. Szkoda, tym bardziej, że kino opuszczaliśmy ze świadomością, że raczej już nie ujrzymy Śródziemia na srebrnym ekranie. Powątpiewam w ekranizację Sirmariollionu, natomiast po cichu liczę, że wkrótce zobaczymy jakąś odświeżoną wersję Władcy Pierścieni.
*Silmarillionu :) Ah te literówki... ;p
A z tematem, miałam podobnie, też zostałam do końca "The last goodbye".
świadomość - dla nas, jako fanów, czy to tolkienowskiego świata, czy wizji filmowej, czy jednego i drugiego - że to faktycznie ostateczne pożegnanie z tym światem rzeczywiście jest przytłaczająca, miałam bardzo podobne odczucia :(
U mnie na sali też niewielu zostało. W zasadzie 80 % sali wychodziło od razu, gdy zapalono światła. Ale z kilkanaście osób jeszcze chwilę siedziało.