do moich zaliczaja sie krasnoldy i Gandalf, ale moje serce podbiły kamikaze w bitwie <3 Jakie sa Wasze?
Bilbo, Thranduil, Gandalf - pierwsze miejsce.
Thorin, kompania Thorina, Galadriela, Saruman, Elrond - drugie miejsce.
Troll-kamikaze, Żelazna Stopa na swym dzielnym wierzchowcu :), Bard, Legolas, Tauriel - trzecie miejsce.
Thranduil forever the best <3 tylko on ratował tę trzecią część no i ogólnie cała jego armia....moja ulubiona scena to ta w której krasnoludy formują szyk do natarcia na orków a zza nich wyskakują elfy ...cudo
Na następnych miejscach Bilbo (dzięki któremu przekonałam się do hobbitów,którzy nie kojarzyli mi się dobrze ze względu na postać Froda w LOTR), Gandalf, Elrond...i to chyba tyle.
Krasnoludy miały swoje momenty...ale tylko momenty, a o ludziach nie wspominam bo akurat oni są i w LOTR i w Hobbicie beznadziejni.
Moje serce podbił Alfrid.
A poza tym muszę wyróżnić Legolasa no bo kurcze Orlando Bloom po prostu wzbił się na wyżyny umiejętności aktorskich. Nie spodziewałem się tego po nim.
A tak serio to sprawa jest jasna. W trzeciej części Thorin i Bilbo byli IMO najjaśniejszą częścią filmu.
W drugiej całe show skradł Smaug.
I muszę powiedzieć - o ile trzecia część mnie masakrycznie zawiodła, a druga i pierwsza były w miarę fajnym kinem popcornowym, choć nie sięgały Władcy Pierścieni nawet do pięt... to akurat Smaug wymiótł.
Scena w drugiej części w której Smaug się budzi i potem rozmawia z Bilbem to jest najlepsza scena ze wszystkich 6 filmów świata Śródziemia. Co zabawne sama rozmowa mnie wbiła w fotel - grafika Smauga, muzyka Hornera i wspomagany głos Cumberbatcha zrobiły razem niesamowite wrażenie - autentycznie czułem że nie chciałbym być w tamtej chwili na miejscu Bilba. Szkoda że potem ośmieszyli Smauga tą dziwną pogoniią za krasnoludami rodem ze "Scooby Dooby Doo".
No i w trzeciej zrobili ze Smauga debila, który z odsłoniętą raną idzie na Barda w ślimaczym tempie jakby błagał go o śmierć.
Tak czy siak z trzech części IMHO zdecydowanie najlepsi byli Bilbo, Thorin, Smaug. Do tego plus za Sarumana, bo Christopher Lee wywijający kijem w wieku 92 lat... Ja to bym chciał 80 chociaż dożyć, a żeby mając 92 lata być tak pełnym życia...
Kijem Sarumana wywijał oczwyście nie Lee a dubler. Sir Lee sceny nagrał w studiu w Londynie, a na planie w Nowej Zelandii zastąpił go dubler. Jako, że jest to wiekowy aktor, poruszający się o lasce, był w stanie zagrać tylko kilka nie męczących go scen. Kocham go i tak, ponieważ jest absolutną legendą kina i każdemu filmowi, w którym się pojawia dodaje splendoru swoim aktorskim kunsztem.