Wielkie widowisko historyczne. Wizualnie zapierające dech w piersiach - każda praktycznie scena jest wysmakowana i przemyślana. Podobnie muzyka, która nie daje o sobie zapomnieć. Ponaddwugodzinny film, który się ani chwilę się nie nudzi.
Jedyny - jak dla mnie - dysonans to wątek chrześcijańskiego "świętego męża", nazbyt rozbudowany jak na film, który w większości opowiada o Mongołach.
Oryginalność języka (wreszcie nie mówią po angielsku!) i brak oklepanych schematów to dla kinomana przyzwyczajonego do hollywoodzkiej masówki przeżycie nader odświeżające.