zapraszam do lektury i komentowania http://karmeligrzech.blogspot.com/2014/08/ida-czyli-filmowa-opowiesc-o-tym-ze.ht ml
trudno mi się ustosunkować do takiego stwierdzenia. nie sądzę, że nie dostrzegłam głębi treściowej tego filmu. bo jej nie ma.
Aha... Dobra, nie mam siły na polemikę, późno jest. Przynajmniej nie sprowadzasz tego filmu do wątku "szkalowania" Polaków. Dobre i to.
oj nie, temat "szkalowania Polaków" proszę odsunąć zdecydowanie na boczne tory. Nie jestem skażona tego rodzaju fobią. Zupełnie nie w tym rzecz.
główna moja wątpliwość sprowadza się - uogólniając - do pytania: po co powstał ten film.
Zasadniczo 99% filmów powstaje w dwojakim celu:
1) zarobienia kasy,
2) opowiedzenia jakiejś historii.
Od rodzaju filmu i jego twórców zależy który punkt (i jak mocno) przeważa.
nie pisz w ten sposób, nie jestem żółtodziubem filmowym :) miała być polemika nt "Idy", a póki co piszę: masz rację. no i? :)
Cóż, problem polega na tym, że nie widzisz w tym filmie głębi, po części dlatego, że nie chwycił cię klimat, a po części dlatego, że po prostu nie widzisz ;) Skoro problem jest taki prosty, to po co ja mam (od razu) się produkować? Na początek wystarczy, że przeczytasz choć jedną porządną recenzję ;)
Jeszcze jedno: żółtodziobem może nie jesteś, ale oglądasz raczej w miarę nowe filmy, jak wnioskuję z twych ostatnich (od końca maja) ocenionych filmów. Najstarszy spośród nich jest chyba "Kolor Purpury" - film z 1985! Może tu jest źródło problemu? Bo "Ida", jakby nie patrzeć, to film w "starym stylu" - stylistycznie i narracyjnie nawiązuje do filmów z przełomu lat 50 i 60, zwłaszcza, jak sądzę, do Bressona. Tematycznie zaś zahacza o tradycję "Polskiej Szkoły Filmowej". Jeśli ZUPEŁNIE nie znasz tego stylu, to cóż... Nadajesz najwyraźniej na innych falach niż ten film.
jesteś uroczy w tej specyficznej polemice :) :) to, ile filmów oceniłam na filmwebie ma się odrobinkę nijak względem tego, co obejrzałam. po prostu nie mam czasu wszystkiego tutaj oceniać, zaznaczać, zostawiać ślad swojego filmowego doświadczenia. wracając do sedna, nawet jeśli "Ida" powstała na mocy i przy udziale wpływu filmów znaczących z lat mocno ubiegłych... to jej nie broni w żaden sposób.
OK, ale to ciekawe że masz czas akurat te nowsze filmy oceniać ;) A co do sedna: nie do końca tak jest... Żeby się nie rozpisywać może prosty przykład: jeżeli ktoś przez całe życie słuchał wyłącznie np. hip-hopu i nie ma bladego pojęcia o innych typach i gatunkach muzyki, to prawie na pewno Chopin mu się nie spodoba. Ale czy taka osoba będzie miała jakiekolwiek podstawy, by mówić, że ta muzyka jest słaba, że się "nie broni"? Oczywiście to przykład przejaskrawiony, ale coś może na rzeczy być... No nic, poczytaj recenzje, proszę ;)
po 1. czas się nie cofa :P oceniam tyle ile jestem w stanie, nie cofałam się w ocenach np. do czasów studenckich, podczas których zachwycałam się Munkiem czy Fellinim. zresztą, to są twórcy i filmy o ugruntowanej pozycji na filmowym panteonie i to, czy taka drobna mrówka jak ja wystawi ocenę 2 lub 6 na filmwebie, niczego w tym temacie nie zmieni :P natomiast poprzez to, że oceniłam nisko, pisałam niepochlebnie na blogu czy znajomym na fejsie o np. "Big love" pani Białowąs, są w moim gronie ludzie, którzy sobie ten film odpuścili ;) albo obejrzeli, dochodząc do światłego wniosku pt. "jak, do chole**, odzyskać pieniądze za bilet, bo straconego czasu już się nie da". i w tym upatruję sens oceniania.
po 2. no wiesz! to porównanie muzyczne jest przejaskrawione i naciągane i tak oczywiste, że nie chce mi się komentować :) :P
po 3. to, że "Ida" zawiera w sobie inspiracje Polską szkołą filmową, nie oznacza, że z tego tytułu wyrosła jakaś naddana wartość tego filmu. Epigoństwo zdarza się również w świecie X Muzy. W "Idzie" wszelkie wątki rozrachunku z wojennym dramatem są ledwie dyszącym motywem nieudolnie przebiegającym w fabularnej rzeczywistości tego filmu. To, że reżyser nawiązuje do jakiejkolwiek filmowej tradycji, nie oznacza, że film ma wartość, jeśli z tego nawiązania nie wynika nic ponad to, że nawiązał. to tak jakbym napisała grafomański wiersz i zarzucała czytelnikowi, że nie rozumie i że nie skumał klimatu, bo nie wie, że ów wiersz powstał na podstawie XVI-wiecznego systemu wersyfikacyjnego. rodzi się pytanie: NO I? :)
i na koniec jeszcze jedna uwaga - film ma ponoć trafić za ocean jako kandydat do Oscara. Idąc Twoim tropem myślenia, MAM NADZIEJĘ, że gremium oceniające ma doskonale opanowane podwaliny Polskiego szkoły filmowej. Bo jeśli nie, to..... oj oj oj ;-)
Na początek przepraszam, że tyle czasu zwlekałem z odpowiedzią, ogólnie nie było mnie na FW kilka dni.
Co do po 1 - w porząsiu, rozumiem, ale w takim razie nie dziw się, że niektórzy będą sądzili, iż nie masz pojęcia o star(sz)ym kinie...
Co do po 2 - eee tam, wcale nie jest aż tak przejaskrawione, tylko troszkę ;) Poza tym przejaskrawiony jest dlatego, że faktycznie ciężko wyobrazić sobie kogoś kto całe życie słucha WYŁĄCZNIE jednego gatunku muzycznego. Tymczasem jest całe mnóstwo ludzi przecież, którzy całe życie oglądają filmy WYŁĄCZNIE z jednego kraju (USA) i w dodatku WYŁĄCZNIE w miarę nowe. Naturalnie gatunek to nie to samo co kraj pochodzenia, ale...
Co do po 3 - zgadzam się prawie ze wszystkim, ładnie napisane, tylko... nie na temat, bo mnie przecież nie o to chodziło. Nie sugerowałem, że wartość tego filmu wynika z tego, że nawiązuje do stylu lat 50 i 60, do Bressona i PSF, a jedynie, że jeśli ktoś ZUPEŁNIE nie zna tego stylu, to jego ocena będzie (moim zdaniem) nierzetelna, podobnie jak np. ocena utworu Chopina wystawiona przez kogoś, kto całe życie katował swe bębenki wyłącznie hip-hopem. Myślałem, że ten przykład, mimo że przejaskrawiony ;), wyraźnie oddał o co mi się rozchodzi...
Co do na koniec: jakie "doskonale opanowane podwaliny PSF"? I kto teraz przejaskrawia? ;) Pisałem przecież już kilka komentów wyżej (a przed chwilą powtórzyłem), że w odbiorze tego filmu przeszkadza ZUPEŁNA nieznajomość tego stylu, innymi słowy wystarczy znajomość JAKAKOLWIEK ;) A o to bym się nie martwił, bo polska klasyka jest na zachodzie (także za oceanem) znana i szanowana znacznie bardziej, niż się większości u nas wydaje. Oczywiście nie wśród "szarych" widzów, ale wśród kinomanów i filmowców - wśród tych drugich może nawet bardziej, przynajmniej wśród tych, którzy szkoły filmowe kończyli, bo takie filmy jak "Popiół i Diament", "Rękopis znaleziony w Saragossie" czy "Faraon" są lekturami obowiązkowymi w każdej chyba szkole filmowej w USA. Wielbicielami polskiej klasyki są m.in. takie opiniotwórcze tuzy Akademii jak Francis Ford Coppola czy Martin Scorsese - z pomocą tego drugiego zrealizowano w zeszłym roku przegląd polskiej klasyki filmowej w Nowym Jorku (ponoć sam ułożył program), który teraz jeździ po większych miastach USA. Ponadto honorowym Oscarem dla Wajdy Akademia udowodniła chyba, że jakieś pojęcie o naszej klasyce ma, prawda? A i tegoroczny Oscar obcojęzyczny pokazuje, że klasyka europejskiego kina jest jej nieobca, bo przecież "Wielkie Piękno" mocno do Felliniego nawiązuje. I jeszcze jedno: o ile o nagrodzeniu Oscarem w tej kategorii decyduje cała Akademia, o tyle o nominacjach decyduje specjalna jej gałąź, złożona z ok. 300 członków (głównie starszych), wybranych do niej właśnie dlatego, że, mówiąc oględnie, znają się nie tylko na kinie amerykańskim i nie tylko najnowszym... Tak więc o zrozumienie tego filmu jestem spokojny, przynajmniej na etapie nominacji. Niespokojny jestem za to o konkurencję :) I wiesz... Przecież ten film już jest największym zagranicznym sukcesem kasowym naszego kina od czasu "Czerwonego" Kieślowskiego; znakomicie (jak na taki rodzaj filmu) sprzedaje się m.in. w USA właśnie. Więc o czym my tu w ogóle mówimy? ;)
Pozdrawiam
"i na koniec jeszcze jedna uwaga - film ma ponoć trafić za ocean jako kandydat do Oscara. Idąc Twoim tropem myślenia, MAM NADZIEJĘ, że gremium oceniające ma doskonale opanowane podwaliny Polskiego szkoły filmowej. Bo jeśli nie, to..... oj oj oj ;-)"
I co? Kto być gościu, kto miał rację? :-D
"i na koniec jeszcze jedna uwaga - film ma ponoć trafić za ocean jako kandydat do Oscara. Idąc Twoim tropem myślenia, MAM NADZIEJĘ, że gremium oceniające ma doskonale opanowane podwaliny Polskiego szkoły filmowej. Bo jeśli nie, to..... oj oj oj ;-)"
Po raz kolejny nie mogę się powstrzymać... A nie mówiłeeeeem? :)
z roku na rok utwierdzam się w przekonaniu, że te nagrody już nie są Oscarami tylko oskarkami z juesenej. Ida dostała nagrodę w wyniku poprawności politycznej. Tematyka żydowskiej tożsamości, jak widać, w USA jest nadal uprzywilejowana, nawet jeśli opakowana w artystyczną miernotę.
Sqrchybyk, ale to urocze, że cieszysz się jak królik na wiosnę ;-)
Oczywiście... :) Podobnie jak te dziesiątki innych nagród i wyróżnień z różnych krajów i kontynentów. Ja wiem, że polityczna poprawność jest problemem, ale używanie jej jako wytrychu do tłumaczenia sobie wszystkiego nie jest dobrym pomysłem... Szczególnie gdy mówimy o czymś tak subiektywnym jak ocena filmu.
A cieszę się, bo wyszło na moje :) Film został przez Akademię, najwyraźniej, zrozumiany, mimo swej "staromodnej" i nawiązującej do PSF formy. Ty twierdziłaś, że to niemożliwe; ja twierdziłem, że jak najbardziej możliwe. I to moja racja okazała się najmojsza... Jak tu się nie cieszyć? :D Pozdrawiam
ps. a recenzje czytam, czytam, proszę Pana :) głównie Sobolewskiego, ale bardzo cenię też od czasu afery z "Big love" teksty Michała Walkiewicza.
Zatem po przeczytaniu recenzji "Idy" autorstwa Sobolewskiego nie powinnaś mieć wątpliwości, że to wybitne dzieło jest :)