fora tematyczne > Ida
Ida - moje odczucia
Online
xyfireman53
23 lut 2015 23:07
ocenił(a) ten film na: 5
Jestem świeżo po obejrzeniu filmu „Ida” i chciałbym podzielić się kilkoma refleksjami. Może zacznę od tego, że film znany mi od 2013 roku z różnych recenzji przeleżał na mojej półce prawie dwa lata, zanim zdecydowałem się go obejrzeć. Oczywiście, zostałem w międzyczasie zasypany różnymi ocenami – od zachwytów po całkowitą krytykę. Trudno było go oglądać bezstronnie, szczególnie, gdy dostał Oskara. Wydaje się, że od tego momentu jakakolwiek krytyka dzieła nie może być uprawniona. Ale cóż, czuję się zwolniony od wszelakich form nacisku, dlatego spróbuję ten film ocenić z mojego, całkowicie prywatnego punktu widzenia.
Pierwsza rzecz, na którą zwraca się uwagę, to kolorystyka. Otóż film jest czarno – biały. Żadne novum, wielu reżyserów chwytało się takiego zabiegu, by podkreślić wydarzenia dziejące się w filmie, a szczególnie wypunktować postaci bohaterów. Czerń i biel, w zamyśle autora miała ukazywać pewne oczywistości czasów, w które wplatane są losy bohaterów. Zabieg ten , z powodzeniem zresztą, zastosował Steven Spielberg w „Liście Schindlera”. Nie mniej jednak zdecydowany podział na „czarne i białe” reżyser uwypuklił czerwonym płaszczykiem dziewczynki. W zamyśle miało to pokazać jak ohydny jest holokaust i jednocześnie nierzeczywisty powinien być w kontrapunkcie do postaci dziecka. Nie ukrywam, że robiło to wrażenie. Czerń i biel w wykonaniu Pawlikowskiego, chyba nie do końca jest przemyślana. W moim odczuciu rozmydla się i staje się szarością. Dziwne to w ujęciu czasowym – lata sześćdziesiąte kompletnie takimi nie były, choćby Coltrain na jakiejś potańcówce. Nie czynię z tego zarzutu reżyserowi, widział to w taki sposób, tym bardziej, że jest uważany za jednego najciekawszych brytyjskich reżyserów ( w wieku 14 lat wyjechał do Wielkiej Brytanii). I tu wydaje się, można znaleźć odpowiedzi na sposób przedstawienia dramatu siostry Anny, czyli Idy Lebenstein (Agata Trzebuchowska). Zakonnica przed złożeniem ślubów odbywa podróż do swojej jedynej krewnej – Wandy Gruz (Agata Kulesza), od której dowiaduje się, ze tak naprawdę jest żydówką, a jej rodzina została zamordowana ( na początku filmu jeszcze nie wiemy w jakich okolicznościach). Poznanie ciotki o dość frywolnym trybie życia (imprezy zakrapiane, alkohol pod ręką), a także pełnionej przez nią funkcji zawodowej w życiu (jest sędziną), wpływa znacząco na zmianę zachowania siostrzenicy i jej stosunku do zakonu (w pewnym momencie łamie jego reguły oddając się przyziemnym przyjemnościom). Po rozwiązaniu zagadki śmierci rodziny i odnalezieniu szczątków bliskich, których zamordował Szymon Skiba, ciotka nie jest w stanie znieść wszystkich okoliczności i będąc zapewne depresyjną alkoholiczką, popełnia samobójstwo. Ida (siostra Anna) po tym wszystkim jednak wybiera życie zakonne. Na tym kończy się historia Idy, po takich przeżyciach jednak decyduje się zostać w zakonie. Co zatem jest takiego w filmie, co mogło poruszyć widzów w Europie i USA, a szczególnie tych , którzy rozdają nagrody („Ida” zebrała ich niemało, w tym Oskar). Historia, która mogłaby zdarzyć się na całym świecie. Jakiś zabójca z Winsconsin mógł się nazywać John Smith albo z iwano-frankowskiej obłastii Pietia Morozow lub Ngung Choa z Wietnamu. Nie ma to wielkiego znaczenia – dzieło pod względem narracji jest całkiem poprawne, ale czy poprawność to wystarczająca wartość najpierw do nominacji, a później do zdobycia nagrody najbardziej upragnionej przez twórców, czyli Oskara? Tak, pod warunkiem, że będzie to polityczna poprawność ze szczególnym upodobaniem ofiar (żydów) i katów (Polaków). Wówczas wszystko jest w porządku. Nie wiem, czy państwo zauważyli, że w „dziele” nie istnieją Niemcy. Tak naprawdę nie wiemy, dlaczego Szymon Skiba zamordował żydowską rodzinę (kłamstwo oczywiste, ale jakże pasujące do „polskich obozów zagłady”, „Sąsiadów” Grossa, czy nieszczęsnego „Pokłosia”, które uważam za całkowitą wpadkę, skądinąd dobrego reżysera Pasikowskiego). Niestety ten niepolski film (reżyser Brytyjczyk, scenarzystka Rebecca Lenkiewicz – Brytyjka żydowskiego pochodzenia) nie odzwierciedlił w najmniejszy sposób realiów wojennej i powojennej Polski. Gloryfikowanie Wandy, której pierwowzorem zapewne była Helena Wolińska (pierwotnie Fajga Mindla) morderczyni sądowa, która zasłynęła chociażby z nadzorowania sprawy przeciwko gen. Emilowi Fieldorfowi ps. „Nil”, a której władze brytyjskie nie wydały na podstawie nakazu o ekstradycję przestępcy z powodu naturalizowania jej jako obywatelki brytyjskiej, może budzić tylko zażenowanie.
Jak wspomniałem wcześniej, historia filmu mogła się dziać w dowolnej części świata, ale wówczas nie byłby on tak sowicie nagradzany. Dlatego musiała to być tragedia rodziny żydowskiej zamordowanej przez Polaków, a z pozostałych przy życiu (zapewne z powodu traumy) jedna staje się niebezpieczną stalinowską sędzią, a druga fanatyczną katoliczką i (w zamyśle reżysera) nie wiadomo, co było gorsze.
Film oceniam, jako średni – niezła historia, gdyby była dramatem, jakich wiele na świecie; kompletnie beznadziejny, jeśli go odnieść do realiów polskiej historii. Natomiast mijanie się z udokumentowaną prawdą historyczną reżysera można już tylko określić mianem wrogiej antypolskiej propagandy.