Łamanie w Idzie zasad podręcznikowego kadrowania to coś rzadko spotykanego. Mnie na początku podobało się, potem - mierziło.
Czasem odnosiłem wrażenie, że film sili się na takie kadrowanie postaci (na dole głowa i cały kadr to ściana i sufit), kosztem opowiadania historii (tam gdzie był sufit przy tradycyjnym kadrowaniu pojawiłaby się treść, chociażby dłonie postaci, język i mowa ciała etc).
Nie mówię, że to złe podejście. Postawili na eksperyment i jak widać warto było - nominacje i nagrody piętrzą się, film został dostrzeżony. Odejście od standardowego kinowego formatu w zamian na zapomniany 4:3, czarno-biel i te "artystyczne kadry".
Tylko jak dla mnie dwie rzeczy nie Idą za tym w parze - jedna, o której pisałem (zamiast sylwetki postaci, drugiego planu, tła - oglądamy sufity - mniejsza ilość informacji i treści). Drugą jest sama prosta historia filmu.
Takie kadrowanie i format wrzuciłbym do filmu powiedzmy, traktującym o historii kina, jako celowe nawiązanie, lub w jakimś filmie o niebanalnej, zakręconej fabule. Ale taki fabularny zwykły lekko podgrzany kotlet, na dziwacznym fikuśnym talerzu moim zdaniem smakuje średnio.
Mnie zdziwiły te zachwyty nad tym kadrowaniem. Owszem, jest nietypowo i ma to swój klimat, ale jakoś mało finezyjnie. Przeważnie polega to na tym co napisałeś wsadzaniu w ujęcie głowy aktora w lewy bądź prawy róg. Albo jak jest cała postać to nie w centrum a z lewej, bądź prawej strony. Takie ujęcia sprawiają wrażenie ruchomych fotografii i coś w tym jest, chociaż wg mnie za dużo tego było.
"coś w tym jest, chociaż wg mnie za dużo tego było."
Właśnie. Pierwsze 30 minut smakowało mi to. Dobry patent na krótkometrażówkę, ewentualnie średni metraż. Ale pełnometrażowy film w takiej formie zmęczył mnie bardzo.
Bo ten cały film to w gruncie rzeczy nie więcej niż etiuda studencka. I to operatora, nie reżysera. Reżyser nie zrobił NIC.
Właśnie, ten film czymś mi trącił. Dokładnie - etiudą studencką!
Tempo i historia naprawdę niewiele odbiegają.
I nie żebym miał coś do etiud studenckich :D
Ale po filmie oscarowym wymagałbym czegoś, hm, więcej.
To kadrowanie jest oryginalne dla filmu, ale w fotografii bywa spotykane. Może nie z taką konsekwencją, ale łamanie zasady podziału kadru nie jest wcale rzadkie, a / bo ujmuje banalności. Wiadomo, że nie wszędzie można / wypada sobie na to pozwolić, ale w tym filmie konwencja się sprawdziła, była spójna z filmem, nawet dodała jakiejś nowej płaszczyzny do interpretacji.
Jakiś czas temu obejrzałam serial "Quirke" (BBC), w którym równie uparcie łamano zasadę podążania za wzrokiem postaci, inwestując raczej w przestrzeń z tyłu głowy, nawet podczas dialogów. Efekt był świetny - była w tym jakaś perwersyjna radość łamania kompozycji. Choć nie tak bardzo rzucająca się w oczy, jak w "Idzie". W ogóle "Quirke" ma bardzo ładne zdjęcia, zwłaszcza jak na serial,
"w tym filmie konwencja się sprawdziła, była spójna z filmem, nawet dodała jakiejś nowej płaszczyzny do interpretacji. |
Moim zdaniem - nie sprawdziła się. Uargumentowałem to w pierwszym poście.
Jestem jednak bardzo ciekawy, co Twoim zdaniem takie system kadrowania wniósł do przekazu i treści?
Pytam oczywiście z autentycznym zaciekawieniem.
Gdzieś czytałem, że takie kadrowanie uwypukla zagubienie głównej bohaterki w nowym otoczeniu i świecie poza murami klasztora. Osobiście nie kupuję tego.
Zauważcie, że w "Idzie" nie ma właściwie panoram (musiałbym sprawdzić, czy jest choć jedna). Bywają jazdy, ale takie razem z tramwajem, żeby zarejestrować odbicia w oknie, no i jakaś jedna, prowadząca z przodu, na końcu filmu (dziwnie...niedorobiona).
Większość filmu stanowią mozolnie "poświecone", statyczne fotki, do których aktorzy muszą się dopasować.
Nic dziwnego, bo razem z ruchem obiektów w kadrze oraz kamery zmienia się światło i nie tak łatwo osiągnąć... "walor artystyczny":):):)
W tym wypadku... tani jak barszcz:):):)
"Większość filmu stanowią mozolnie "poświecone", statyczne fotki, do których aktorzy muszą się dopasować."
Trochę jak u Lecha Majewskiego. Bywa to smaczne, jeśli jest umiejętnie wykorzystane. Lech Majewski świetnie użył takich "żywych fotografii" w np. filmie Angelus. Ma to magię i niepowtarzalny klimat.
Jednak w przeciwieństwie do Idy, filmy Majewskiego są bardzo... specyficzne i taki system obrazu czy kadrowania bez wielu jazd, panoram, stedi czy dzikich szwenków sprawdza się, z racji na niepowtarzalny klimat filmu, a sama "statycznośc" obrazu nadrabiana jest ze strony artystyczno-fabularnej.
Ida to natomiast fabularnie taki troszkę niedoprawiony niedzielny rosół, który oprócz statycznych kadrów ma także mocno statyczną... fabułę.
Noooo...
Poza tym, że za Majewskim nie przepadam, a słowa "klimat" pasjami nie lubię:):):)
Ja mam wrażenie, że brak np. gry ciała przemawia za lepszym przekazem akurat tego minimalistycznego filmu. Śmiem twierdzić, że właśnie takie też było założenie, które początkowo nie tyle w życie wcielić miał taki a nie inny kadr, ale casting do roli Idy - tzn. wybór nie aktorki. Skądinąd wiadomo, że pomysł z kadrowaniem pojawił się już na etapie pracy nad filmem bo prostu pasował - to się czuło, wytworzyła się jakaś synergia obrazu i treści, dodatkowe napięcie. Był to raczej podświadomy wybór, nie kalkulacja.
Można pokusić się o odpowiedź na pytanie (moim zdaniem i pytanie i odpowiedź jest na wyrost) "co autor miał na myśli?" (nawet jeśli wiadomo, że bardziej chodzi tu o subiektywne czucie, niż konkretne celowanie z jakąś treścią), aczkolwiek nie lubię takich pytań i mam wrażenie, że ich zadawanie jest nieporozumieniem bo sprowadza impresję / wrażenie do do słów, paradygmatów, banałów, a przecież nie jesteśmy w szkole, żeby interpretować dzieła "ze szkiełkiem i okiem". Przyjmuję tu zresztą takie właśnie dość romantyczne tłumaczenie reżysera, że sam film w toku prac odrzuca jedne rzeczy, a przyjmuje inne - reżyserując się poniekąd sam. Aczkolwiek pytania takie zadają też specjaliści (ich pracą jest analiza...) - podsuwając od razu jakieś swoje interpretacje (bardzo zresztą - wg mnie - idiotyczne, patrz: link, od 14-ej minuty). Gdybym musiała napisać wypracowanie na j. polski na zadany temat - to raczej sama bez przekonania, kierowałabym się np. w kierunku małości ludzi (ludzkich dramatów i wyborów) wobec ogromu Historii (i zagubieniu w Niej), ogólnie od dystansowania się obrazu od jednoznacznego pojmowania filmu jako losów dwóch postaci, bo ten film jest zdecydowanie bardziej uniwersalny, na co może wskazywać ta dodatkowa przestrzeń (także do interpretacji) itp. itd.
A tu autor tłumaczy swoją intencję i jak do tego w ogóle doszło (od 14-ej minuty), ale też uważam, że robi to z jakaś niechęcią, bo to nie są nauki ścisłe, które tłumaczą się prawami logiki, może jakoś Ci to pomoże w odnalezieniu odpowiedzi dla siebie:
http://www.youtube.com/watch?v=Aqw0FBpBYCs
"Ja mam wrażenie, że brak np. gry ciała przemawia za lepszym przekazem akurat tego minimalistycznego filmu."
Rozumiem Twoje podejście, jednak dla mnie i moim zdaniem, cały film od scenariusza po scenografię, jest na tyle "minimalistyczny", że ogołocenie go dodatkowo ze strzępu informacji, których można się trzymać i czerpać z nich wiadomości, jest złym posunięciem, które dodatkowo po pewnym czasie zaczyna irytować.
"pomysł z kadrowaniem pojawił się już na etapie pracy nad filmem bo prostu pasował - to się czuło, wytworzyła się jakaś synergia obrazu i treści, dodatkowe napięcie."
No właśnie i o tym tez pisze jeden z Kolegów w tym wątku - jeżeli ktoś (a w tym twórcy :)) potrafi sobie do tego coś przypisać i nawet czerpać stamtąd informacje o przedstawionym świecie, czy psychice postaci, to ok - kadrowanie to jest mu na rękę. Ja jednak jestem w opozycji i jak dla mnie takie kadry to barbarzyńskie ogołocenie filmu z informacji na rzecz sufitu i chociaż dosyć nowatorski, to jednak tani zabieg dla pragnących w filmie dodatkowego "artyzmu" dla własnej interpretacji.
Zdania raczej nie zmienię, ale bardzo fajnie że wypowiadają się tutaj tacy użytkownicy jak Ty :) Ciekawy film w linku.
Ja też Cię rozumiem, sama od jakiegoś czasu bardziej zwracam uwagę na obraz niż aktorstwo, dlatego mi takie potraktowanie aktorów zupełnie nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Dodatkowo nie wiem czy akurat chciałabym żeby focus poszedł na grę aktorską tej dziewczyny z kawiarni ;].
Z tą taniością zabiegu bym jednak nie przesadzała, gdyby był taki tani to widzielibyśmy to wszędzie (może teraz nawet zobaczymy...). Gdzieś czytałam, że Pawlikowski pałał się fotografią, nie wiem czy chodzi o jakiś epizod zawodowy czy raczej jakiś przebyty w młodości kurs może, ale raczej w tym doszukiwałabym się przyczyn w ogóle rozpoczęcia tej zabawy z kadrem (o którym mowa w wywiadzie), aniżeli w jakimś kalkulowaniu.
Poza tym nie wiem czy zdarza się to jeszcze w ogóle, żeby film nieanglojęzyczny dostawał nominację w dwóch kategoriach, i to jeszcze w nafaszerowanych dolarami najlepszych zdjęciach. Coś w tym widać musiało być. I pomysł, i wykonanie, i nie taniość - a świeżość.
@ Wayfarer17 i @ sebogothic - dokładnie [dzieki, że ktoś w końcu rozmawia o filmie], to kadrowanie jest minimalistyką ekspresji, ascetyczną pustynią, która w ogóle nie cieszy widza, który chce czegoś więcej. Jak dla mnie film jest przez to i przez oniryczne podejście do opowiadania tej fabuły przez reżysera - chybioną formą. Co więcej psychologia postaci Idy w oststniej scenie jest dla mnie mało realistyczna. Nigdy bym nie pomyślał, że na koniec filmu o dochodzeniu prawdy co do zabójstwa żydowskiej rodziny przez jednego rolnika, będę się śmiał z powodu absurdalnego zakończenia. Genialna Kulesza i kilka kawałków jazzowych, robią ten film bardzo znośnym, ale reszta jest... śmieszna.
Moim zdaniem, to "dochodzenie prawdy co do zabójstwa żydowskiej rodziny przez jednego rolnika" jest tylko środkiem do celu, można by podłożyć w scenariuszu inny. Tym celem mogą być powody, okoliczności wyborów życiowych lub wycofywanie się z budowania życia na "polu wyborów" - klasztor, wojsko, szpital psychiatryczny. Współgra z tym widczny zabieg reżyserski wobec widza: niejednoznaczności wypełniające cały film, od fabuły po grę aktorską, zmuszają go do WYBORU własnych interpetacji, nawet skrajnych ("propagandowy film szkalujący Polaków i wybielający zbrodniarkę komunistyczną, inspirowany przez żydostwo").
Ja bym Cię tylko prosiła - jako aktywnego forumowicza - o zastanowienie się czasem, jakie to wartościowe tematy na niniejszym forum 'podbijasz'. Czy to oby warto?
Reaguję "z automatu" na wypowiedzi antysemitów i skrajnych prawicowców. Prawda, że to się może nie podobać. Natomiast nigdy nie psułem wątków racjonalnie prowadzonych, nawet jak byłem innego zdania - odpowiadałem też kontruktywnie i na temat.
Niw wiem, czy warto walczyć z wiatrakami, ale...
Czy to masz pojęcie, że ja brzydzę się antysemityzmen tak samo jak ty i pisałem moją odpowiedź o filmie, a nie o polityce onr'u, przeszukaj moje tematy a bedziesz wiedział z kim rozmawisz.
"On zaczął" - puknij się w czoło.
"Nigdy bym nie pomyślał, że na koniec filmu o dochodzeniu prawdy co do zabójstwa żydowskiej rodziny przez jednego rolnika, będę się śmiał z powodu absurdalnego zakończenia. Genialna Kulesza i kilka kawałków jazzowych, robią ten film bardzo znośnym, ale reszta jest... śmieszna". To nie jest zachęta do zajęcia się wymową filmu a nie operowaniem obrazem? Dlatego "on zaczął". Natomiast przepraszam, że posądziłem cię o określenie filmu jako "śmiesznego" z "wiadomych pozycji".
W meritum: Nic nie ma śmiesznego w zostawianiu widza w niepewności co do "dalszego ciągu" - niech sobie albo go dopisze sam, albo poprzestanie na materiale zawartym w filmie (bo przecież Ida nie istnieje, to wymyślona na czas trwania filmu postać). Cała masa filmów i książek tak się kończy, to znany zabieg autorski.
Spoko, można się zapędzić w walce z ciemnotą.
"To nie jest zachęta do zajęcia się wymową filmu" - To moja opinia, a opinie nie muszą zachęcać do dialogu. Po prostu chciałe w jednym z niewielu poważnych tematów na forum, napisać to co myślę.
Przykro mi, że ktoś wyszedł poza temat a ja podążyłem za nim. Większość tematów na forach dyskusyjnych ewoluuje, wypełniając po pewnym czasie, zwłaszcza w tematach kontrowersyjnych politycznie i obyczajowo, prawo Godwina (nie usprawiedliwiam się - "nagminność czynu nie zwalnia z odpowiedzialności"). Nie usprawiedliwia mnie też to, że 99% całej dyskusji wokół "Idy" to w istocie "ustawka" liberałów z faszystami, w której świadomie uczestniczę.
Przepraszam...
"to kadrowanie jest minimalistyką ekspresji, ascetyczną pustynią, która w ogóle nie cieszy widza"
Muszę więcej czytać, bo Kolega posługuje się dla mnie wyrazami i zwrotami, które muszę wygooglować :-P Ale w uproszczeniu - zgadzam się. Chociaż wielu "zjadaczy chleba" zachwyca się tą formą obrazowej narracji.
"wielu "zjadaczy chleba" zachwyca się tą formą" - I nie ma w tym nic złego, tylko myślę, że potrzebuję czegoś więcej odnośnie obrazu. Wiekszej różnorodności, bo kunsztu oświetlenia jest ale kunszt kadru cierpi tu na samospętanie.
Oczywiście, że nie ma.
Dobry film zachwyci krytyka, wkupi się w łaski filmowca i ruszy przeciętnego odbiorcę, "zjadacza chleba".
Chociaż faktem jest, że tego ostatniego najłatwiej zmanipulować i wmówić mu, że obcuje z czymś nadprzeciętnym i głębszym, gdy prawda wcale nie musi być taka wzniosła.
Zmanipulować... raczej nie to po prostu ponadprzecietne szczęście (jak kociołek Leprechaun'a), które przytrafiło się twórcom z popularnością tego filmu. 36 nagród nie tylko ze Stanów a z całego świata jednak świadczy o tym, że film jest popularny pomimo, a i włąsnie przez to, że zachwycił krytyków i filmowców w innych krajach. W samej Francji zarobił kupę kasy.
To nie jest łatwe, by taki film jak pierwsi Piraci z Karaibów został poparty przy produkcji gdy nikt w niego nie wierzy, bo jest nietypowy; a nagle w kinach okazuje się, że jest mega popularny. Gdy coś takiego przytrafia się filmowi "artystycznemu" to jest jeszcze większy szok.
To, że obraz nie przekazuje dla ciebie i mnie tego czegoś nadprzeciętnego i głębszego nie znaczy, że reszta widzów nie wciśnie w te kardy swoich doświadczeń, które dadzą im poczucie, że ta głębia tam jest. Czy to jest manipulacja obrazem - oczywiście, ale widzowie sami muszą chcieć go wypełnić swoim wnętrzem, więc manipulują sami sobą dla własnej przyjemności. Tego nie da się zrobić marketingiem (oprócz Avatara, bo to zmarketingowało wszystkich ;P).
Tak, "manipulacja" to oczywiście słowo na wyrost. Odpowiedniejszym byłoby "oczarować", mocniejszym, chociaż dalej na granicy nieminięcia się (moim zdaniem) z prawdą - "omamić".
Niemniej rozumiem Twoje podejście, +
Mi to zakończenie też w pierwszej chwili się nie podobało, ale później zderzyłam sobie postać Idy z Pawlikowskim, który mówi, że film jest powrotem do Jego młodości, do Polski jaką pamięta. Trochę poczytałam, obejrzałam kilka wywiadów (Pawlikowski to zresztą zajmujący i błyskotliwy gość, miło się go słucha, choć większość tych wywiadów jest bardzo wtórna, ale to już wina pytających) i wyszło mi, że ten film jest bardzo osobisty, bardziej niż bym się spodziewała.
Mamy tu zatem naiwne spojrzenie zakonnicy (czy kim ona tam jest), które można zestawić z percepcją naiwnego 14-letniego chłopca (w tej roli reżyser Paweł Pawlikowski, przed wyjazdem z Polski :). Świat zdaje się dopiero odkrywać (nastoletnie eksploracje), dowiaduje się, że jest pochodzenia żydowskiego (Pawlikowski też dowiedział się późno o swojej babce) - chyba niewiele to jednak dla niej znaczy, czuje się Polką-katoliczką (Pawlikowski też na te emigranckie zaczepki stanowczo odpowiada, że jest Polakiem, do korzeni żydowskich wcale się nie odnosi, tyle tylko, że ojciec był chyba ateistą, więc siłą rzeczy żadnego dziedzictwa w tym obszarze mu nie przekazał). Chociaż eksploruje nowy świat (emigracja) to czuje się w nim obco - nie chce wieść normalnego życia, założyć rodziny z grajkiem, płynąc z prądem. Zagubiona pomiędzy dwoma światami, powraca ostatecznie na stare śmieci - zgodnie z powiedzeniem "better the devil you know" (emigrant Pawlikowski wraca do Warszawy, mieszka na Mokotowie w okolicy dawnego mieszkania rodziców...). Finał jest taki, ze zapewne zawszę będzie czuła się wyalienowana, mając ewidentny problem z określeniem własnej tożsamości. Myślę, że reżyser po odbiorze swojego filmu, też nie ma złudzeń, że Polska może być tym domem, za którym pewnie kawał życia tęsknił niesiony młodzieńczym, idealizującym sentymentem. Ale powrót był wpisany w postać Idy (w obie postaci?).
Dziwne, że nikt tego nie zauważa i nie pyta w tak licznych przecież wywiadach, przynajmniej ja się nie spotkałam z taką interpretacją, która mam wrażenie, że sama się nasuwa. Przecież nawet ta brytyjska Wanda, przewinęła się przez jego życie, do której być może nawet świadomie lgnął łaknąć kontaktu z polskością. Tym większy szok, gdy okazało się, czym w tej ojczyźnie się zajmowała. Interesujące jest też, że dorosłemu facetowi nie przyszło coś takiego do głowy, od razu przyjął, że była to normalna emigrantka taka jak Jego rodzice, inteligencka. Jednak przecież znał polską historię i wiedział, że emigracja nie jedno ma oblicze. To też pokazuje jak życzliwy sentyment i nostalgia potrafią wpłynąć na ludzką percepcję - to zresztą o tym chyba dzisiaj mówi, wspominając swoją Wandę - kobietę, która w ciągu jednego życia przywdziewała wiele twarz, a tak naprawdę zawsze miała jedną, tylko On po prostu tego nie widział.
W innym wątku to wcześniej napisałam, ale zrobiło się za bardzo politycznie i nie ma z kim gadać o filmie, więc wklejam tu, bo ja bym chciała żeby mnie ktoś przekonał do tego filmu, a wy tu dajecie dość wysokie noty :)
Mi się zdjęcia też podobały, ale po kilku minutach, gdy się zorientowałam, że ten film polega głównie na pięknych kadrach, poczułam się oszukana. Ten podział kadru, że góra była taka pusta, że czasem nawet głowy bohaterek od dołu były ucięte, co wielu tutaj drażni, mi się akurat podobało. To coś nowego dla mnie, ciekawego. Chce się od razu myśleć dlaczego taki zabieg. Mam nadzieję, że jego celem nie była tylko estetyka kadru, że reżyser i operator chcą coś przez to więcej powiedzieć. Podoba mi się, że mogę sobie dodać do tego swoją interpretację. Wiele kadrów wydawało mi się kalką z innych obrazów, które widziałam, ale mniejsza o to, ładne były. Ale ponieważ niewiele więcej za tymi obrazkami stało, szybko mnie znużyły, a nawet zaczęły drażnić, że tak dominują film. Bo mi w tym filmie brakowało treści, fabuła była prościutka i niczym nie zaskoczyła, nie zostały zbudowane relację pomiędzy bohaterami, tytułowa bohaterka nie miała żadnej psychologicznej głębi, w ogóle aktorsko to było bardzo słabe (obie bohaterki, ten saksofonista), plastikowe jakieś. Wanda niby miała wyraźny rys psychologiczny, ale przez cały film grała tak samo. W Idzie, w jej wnętrzu, nic się nie dzieje, niczego nam nie pokazuje. Widzimy ciągle te same miny czy to gdy kocha się z chłopakiem, czy modli, czy zakopuje kości przodków. Ida jest zawsze pusta. Bardzo się starałam, żeby zobaczyć, że nie jest pusta, a np. wzniosła przez swoją wiarę, przez to zakonne życie, ale nie udało mi się tego w niej zobaczyć, mimo że tak pięknie świecono na nią i kadrowano, gdy składała rączki do modlitwy. Podobno krytycy mówią, że to film o uniwersalnych wartościach, o poszukiwaniu tożsamości, o zderzeniu czystości i niewinności z tym brudnym światem. Chciałabym zobaczyć w Idzie taki film, ale reżyser ani razu nie wykorzystał okazji żebyśmy mogli tu coś przeżyć, utożsamić się z główną bohaterką, poczuć jej wątpliwości, rozpacz, rozpad tożsamości i odnajdywanie nowej, pierwsze fascynacje zmysłowością, czy oddanie Bogu. Na niczym się reżyser nie zatrzymał, niczego nie rozwinął i przez to, to niby artystyczne zatrzymanie, cisza i czas, są tylko nieznośną dłużyzną, pod ładnym obrazkiem nie ma żadnych treści. Dlatego, mimo moich starań, nie widzę w tym filmie zachęty do rozważań o uniwersalnych wartościach. Po rozpakowaniu pięknego opakowania, którym są zdjęcia, w tej paczce prawie nic nie ma, prócz narzucającej się historii, że polski prymitywny chłop zarąbał żydowską rodzinę, a inteligentna, wrażliwa żydowska sędzia topi w alkoholu stare traumy i beznadzieję życia wśród prostaków. No i jeszcze ten zrąbany dźwięk. Miałam Idę przypadkowo z angielskimi napisami, dzięki nim mogłam w ogóle zrozumieć o czym te bohaterki gadają. Beznadziejna realizacja dźwięku.
Co chciał powiedzieć?!
Że bohaterowie g-no go obchodzą, bo są tylko celem do zdobycia Oscara?
Powiedział-zdobył.
PS
Film jest antypolski, OK.
Jest.
Paradoksalnie jest też... antysemicki.
Na dodatek - antyludzki.
Ludzie (niezależnie od pochodzenia), ich życie, śmierć, dramaty... zasługują na więcej niż bezlitosne cięcie (nawet brzegiem kadru), na więcej niż... pustka, nic!
Złota statuetka.
"Ten podział kadru, że góra była taka pusta, że czasem nawet głowy bohaterek od dołu były ucięte, co wielu tutaj drażni, mi się akurat podobało. To coś nowego dla mnie, ciekawego."
Dla mnie było to za mało informacji. Ileż informacji można ukryć w dobrze przemyślanym kadrze!
Tylko na litośc boską - nie może być to biały sufit :-)
A nawet jeśli już jest, i nawet jeśli zawiera w sobie jakąś informację to niech widz nie ogląda go przez cały film.
"Mam nadzieję, że jego celem nie była tylko estetyka kadru, że reżyser i operator chcą coś przez to więcej powiedzieć."
Pewnie chciał, chociaż z tym bywa różnie - kwadratowo i podłużnie.
Zrób eksperyment - nakręć np. film z chomikiem pijącym wode z poidełka na tle plakatu kucyków My Little Pony.
Pokaż film znajomym mówiąc, że nakręcił go ktoś znany (reżyser, artysta)
Kup popcorn i słuchaj setek interpretacji i zachwytów nad głębią dzieła ;-)
Masz rację, tak to działa, jeśli dostaniemy byle fotkę, a wiemy, że zrobił ją artysta to na siłę szukamy w niej znamion arcydzieła.
Ja doceniam ładne obrazki, ale nie lubię filmów, gdzie dopieszczony obraz tak bardzo się narzuca i dominuje nad treścią, a niewiele, lub nic, do treści nie dodaje. Napisałam wcześniej, że na początku spodobały mi się zdjęcia, bo zaskoczyło mnie to kadrowanie, ale potem już tylko nużyło i wręcz denerwowało. Taki wysmakowany slide show się z tego filmu zrobił.
Nie czytałam żadnych wypowiedzi operatora dlaczego się zdecydowali na taki zabieg. Być może po prostu dlatego, że im się tak spodobało. A ja tu główkuje nad symboliką kadrów, bo dla mnie w tym filmie nie tylko w warstwie zdjęciowej, ale też w treści, w akcji, w psychologii postaci nic nie było, wiało straszliwą pustką. Tak jak bym dostała starannie opakowane pudło z prezentem, a w pudle ...powietrze. Więc nie chce mi się wierzyć, że tylko tyle dostałam i szukam, szukam...
A jak45 zgodził się ze mną, że ten film jest tak nieopowiedziany, tak ledwie naszkicowany, że należałoby właściwie samemu go wymyślić. I ja tu czasem widzę jak grupa ludzi się stara: z tej pustki kadrów, z tego braku dialogów, braku relacji między postaciami, z tej emocjonalnej pustki Idy tworzą całe scenariusze treści, których w filmie ni jak się nie można dopatrzeć. Ten Oskar jest raczej dla nas :)
Działa tu mechanizm nowości, kiedy "stare" sposoby są już wyeksploatowane. To zjawisko widać także w literturze, plastyce i architekturze, muzyce - nowy styl (forma wypowiedzi) początkowo budzi niezrozumienie i niechęć, potem wchodzi "w modę" i dalej do "kanonu". Czyż ujęcia "z ręki" albo wirowanie kamery wokół centralnej/ych postaci nie były kiedyś ostro krytykowane? Teraz to "normalka". Jeśli taki sposób kadrowania jest już od dawna w fotografii, nie dziw, że trafił też do filmu. Nie jest to zresztą ąż taka nowość też w filmie; fakt, że nowością jest eksponowanie przez to tła, nieuczestniczącego w akcji (ale w budowaniu napięcia lub nastroju może mieć to znaczenie).
A zauważyłeś w tym filmie jakieś napięcie?
O nastrój nie pytam, bo z nastrojami jest jak z gustami:):):)
Odnośnie twojej odpowiedzi na moją odpowiedź ;) - "to [...] jest tylko środkiem do celu, można by podłożyć w scenariuszu inny." Może łaśnie dlatego wydaje mi się, że film powinien być głównie o Wandzie, a nie o Idzie. Ponieważ przez to podejście do fabuły jako do środka ku czemuś, pomniejsza znaczenie Wandy dla wywyższenia Idy do postaci pierewszoplanowej, którą z powodu nijakości zwyczjnie nie powinna być.
Odnośnie tej odpowiedzi - jak najbardziej działa ten "mechanizm nowości", to przez niego wszyscy dali sie nabrać na "artyzm" tego dzieła. Jednak porównując to kadrowanie do np. kadrów w Whiplash, widać w tych drugich prawdziwy warsztat, a w tych z Idy leniwą poetyczność, która dla widzów bez kilku tysięcy filmów za pasem wydaje się świeża. Ale dla mnie nadużywanie tych samych kadrów zwyczajnie spłyca głębię ich znaczenia.
Masz rację!
To "arcydzieło" którego "targetem" są półinteligenci z "ambicjami" ("wykształciuchy", "lemingi":):):)))
Udowodnij mi to! Inaczej okaże się, że to Ty pierniczysz na okrągło i czekasz na okazję "wciskania brudnej polityki".
PS
"Polityka" nie musi być brudna.
Jest nieustannie brudzona przez agentów i użytecznych idiotów:):):)
Demokracja to polityka.
Brudna jest propaganda.
>"targetem" są półinteligenci z "ambicjami" ("wykształciuchy", "lemingi"<. Inwektywy wobec adresatów filmu, sugerujące, że film zawiera manipulacyjną treść.
>Demokracja to polityka<. Hitlerowska, stalinowska i putinowska też?
Uderz w stół... :):):)
Masz się za półinteliganta z ambicjami, czy tylko występujesz w obronie tychże?
Bo że tacy istnieją nie mogę mieć wątpliwości, skoro co krok się na nich natykam i... tak jakoś za nimi nie przepadam.
A może za agenta lub użytecznego idiotę?
Jak wyżej.
Po "wykształciuchach" i "lemngach" (tu cudzysłowy) dodałem ":):):)", co miało oznaczać autoironię?
Masz problemy z jej dostrzeżeniem, czy po prostu tropisz "z automatu" "liberałów i skrajna prawicę (jak sam wyżej zadeklarowałeś, a jakiś kolega po fachu skarcił Cię, że nie wykazujesz pożądanej czujności i nie bronisz "Idy" również "z automatu"...)?
A hitleryzm i stalinizm-putinizm to oczywiste (jak widać nie dla wszystkich) totalitaryzmy, reżimy oligarchiczne. Na dodatek (w samej nazwie) socjalistyczne, więc bez najmniejszego związku z liberalizmem czy prawicą (które tak zwalczasz).
Manipulujesz słowami, żeby ukryć własne intencje, czy tylko masz kłopoty z określeniem (więc - zrozumieniem), przeciwko czemu i za czym naprawdę jesteś?
Mam nadzieje, że autor wątku wybaczy te dygresje:):):)
Twoje zdanie to jedno a to, co ci się wydaje odnośnie koncepcji filmu, to drugie. Nakręć swój własny film na kanwie "Idy" (to zostaniesz epigonem albo pastiszowcem).
"Nakręć swój własny film " to podły, żałosny "argument" poniżej jakiegokolwiek poziomu.
Żenua!
Sam sobie nakręć!:):):)
Mu tu dyskutujemy, nie kręcimy.
Wszyscy poza Toba:):):)
To jest forum widzów, którzy oceniają filmy zgodnie z własnym gustem i wiedzą, bo mają do tego święte prawo.