Nie spodziewałam się mistrzostwa - idąc na seans miałam nadzieję zobaczyć świetnego Nortona i chęć przyjrzenia się Sewellowi.
Po obejrzeniu mogę powiedzieć, że Norton nieco mnie rozczarował (lubię go i doceniam, ale tu - IMO - niespecjalnie pasował do roli i, nie licząc scen jak rozmowa w powozie, nie pokazał wiele wyśmienitego aktorstwa), Sewell zagrał na swoim zwykłym (całkiem niezłym) poziomie, za to zaskoczyła mnie świetna rola Giamattiego - swoją grą pobił i przyćmił w tym filmie wszystkich.
film zaś w mojej opinii raczej średni - niepoukładany, niespecjalnie wciągający, w połowie (nie przewidując zakończenia oczywiście) można się poważnie zastanowić, czy nie mamy tu aby dwóch filmów w jednym - i nie jest to zaleta, bo połączenie romansu z nie-wiadomo-do-czego-prowadzącym fragmentem jest niejasne, wprowadza pewien zamęt w postrzeganiu całości.
dobrze, że jest końcówka, to naprawdę najlepszy fragment filmu, który bez niej miałby niewiele argumentów na swoją obronę.