PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=203657}

Iluzjonista

The Illusionist
2006
7,8 293 tys. ocen
7,8 10 1 292921
6,3 48 krytyków
Iluzjonista
powrót do forum filmu Iluzjonista

Na próżno czekałem na premierę tego filmu. Nie pokazano nam go ani w kinach, ani na DVD, więc trzeba było wziąć sprawy w swoje ręce. Tak oto zobaczyłem jeden z najbardziej oczekiwanych przeze mnie filmów ubiegłego roku i...niestety, ale rozczarowałem się.
Zacznę jednak od tego co w filmie było oczarowujące. Przede wszystkim nominowane do Oscara zdjęcia Pope'a, szczególnie te w retrospekcjach- wyśmienite! Cudowna muzyka Glassa, płynąca wraz z obrazem. Praga skutecznie gra Wiedeń i, w ogóle, Czechy Austrię;) A pochwalę się, co mi tam, że byłem kiedyś w zamku Konopiste, tam gdzie była ta cała masa poroży i wypchanych zwierzaków,a mówię to, bo podobały mi się pełne niepokoju marsze Giamattiego przez ten korytarz. Naprawdę robi to wrażenie, a spojrzeia tych wszystkich zwierzaków powodują ciarki na plecach (czyli plus za realistyczne pokazanie jak się człowiek tam czuje;). Również kostiumy są bardzo ładne i pieczołowite (czyż mogło być inaczej, skoro wzięła sie za nie Pani Dickson?). Od początku więc wszystkie te elementy tworzą odpowiedni klimat i pieszczą zmysły.
Norton był jak magnes i może gdyby nie on to wcale tego filmu był tak nie wyczekiwał. Jednakże przekonanie, że jest to aktor wszechstronnie utalentowany ciągnęło mnie do "Iluzjonisty". Co jak co, o rozczarowaiu w przypadku Nortona mówić nie można, bo jak zawsze jego gra jest elektryzująca jaknajbardziej to tylko możliwe. I chociaż sam scenariusz i postać Eisenheima nie dają dużego pola do popisu, to aktor z tej niezbyt ciekawej postaci wyciska najwięcej jak to możliwe. Zadumiewa także fizyczne przygotowanie Nortona, mam tu na myśli jego popisy zręczności. Nie nazwę jednak "Iluzjonisty" filmem Nortona. Moim zdaniem najjaśniej błyszczy gwiazda Giamattiego, który w roli Uhla jest fenomenalny. Nigdy nie uważałem go za pierwszoligowego aktora, i nie uważam tak nadal, chociaż ta rola jest zdecydowaie najlepszą ze znanych mi jego kreacji. Brakuje jeszcze jednej roli na takim poziomie, żebym dodał go do "ulubionych", ale wszystko wskazuje na to, że niedługo tak się właśnie stanie.
Przechodząc do minusów powiem o słabej roli Sewella, który dostał szansę zagrania naprawdę ciekawej postaci, ale nie do końca ją moim zdaniem wykorzystał. Trzecioligowe efekty specjalne niestety są czymś karygodnym w takim filmie. Same sztuczki Eisenheima są bardzo niewiarygodne więc powinny przynajmniej wiarygodnie wyglądać, dzięki właśnie solidnym efektom specjalnym. Niestety, komputer widać w filmie doskonale co bardzo przeszkadza w odbiorze. Od niewiarygodności sztuczek przejdę do niewiarygodności całej historii. Niestety, scenariusz jest kiepski. Pomijając zakończenie, które naprawdę mnie zaskoczyło, całość jest bardzo naiwną i schematyczną historyjką. Samo zakończenie, chociaż przewrotne do oryginalnych nie należy i łatwo mógłbym się go domyślić. Sęk w tym, że podczas filmu niespecjalnie mnie ono obchodziło, po prostu nie brałem takiej opcji pod uwagę. Uważam, że lepiej byłoby dla "Iluzjonisty" gdyby się tak NIE skończył. Finał bowiem robi z tego filmu ckliwą bajeczkę, podczas gdy mógł być dramatyczny film o pragnieniu nierozłącznej miłości, która zaistnieć nie może. I właśnie tak odbierałem ten film do samego końca, dając sobie nadzieję, że oto oglądam jeden z TYCH wspaniałych obrazów. Czekałem na emocjonujące zakończenie, a przez to co dostałem poczułem się oszukany. O to chodziło? Wiem. Szkoda, że jest to tak oczywiste, że jak film o iluzjoniście (swoją drogą raczej magiku) , to musi robić w konia. Nie czepiając się mogę powiedzieć: ok, niech robi, ale z klasą. Zabrakło tej klasy Burgerowi, który zrobił film oczywisty nawet w swojej nieoczywistości. Na końcu czekało mnie okropne uczucie, że reżyser uważa mnie za kretyna i za wszelką cenę(naciągając nieraz sens opowieści)postanowił mi to pokazać. Burger nie daje bowiem widzowi żadnych inteligentnych wskazówek. Eisenheim jawi się tu nie tylko jako doskonały iluzjonista, ale może przede wszystkim rewelacyjny aktor. Brakuje tej postaci charakteru.
Daleko Burgerowi do Nolana i jego "Prestiżu". Tam czułeś się wyrolowany nawet jak przewidziałeś zakończenie, zresztą nawet nie o finalne zaskoczenie Nolanowi chodzi, co właśnie wynosi "Prestiż" wysoko ponad "Iluzjonistę". Tamten film można interpretować na wiele sposobów- tutaj mamy wszystko wyłożone jak na dłoni w krótkiej migawce na końcu. "Prestiż" odkrywa się za każdym razem, wyłapuje smaczki, szuka tropów rozsianych przez twórcę. "Iluzjonista" chciałoby się rzec nie posiada owego prestiżu w nabijaniu widza w butelkę. Tylko w tym aspekcie można porównywać te dwa dzieła, bo przecież poza tym mówią o czymś zupełnie innym.
Moim zdaniem "Iluzjonista" to film straconej szansy. Za przyczynę takiego stanu rzeczy uważam niedoświadczonego reżysera, któremu zabrakło wizji, pomysłowości w skrupulatnym pleceniu intrygi, której w filmie po prostu nie czuć. Całość jest szyta naprawdę grubymi nićmi. Wina jest więc też po stronie scenarzysty...czyli Burgera. Mamy tutaj kulawą, rozwlekłą narrację i wrażenie często przegadanego filmu. Brakuje tej historii "zęba", przez co może i nie nudzi, ale też nie wciąga. Dorzucając do tego sporo nielogiczności i przede wszystkim całkowity brak realizmu, dostajemy niedorobione wykonanie świetnego pomysłu.
Trudno powiedzieć, żeby film Burgera był zły. Przecież ogląda się go przyjemnie, robi ogromne wrażenie audio-wizualne, mamy dwie świetne kreacje aktorskie i przede wszystkim fenomenalny klimat. Nie jest to jednak film więcej niż dobry, ale tylko poprawna historia, która zdecydowanie mogła być lepiej opowiedziana, gdyby znalazł się bardziej utalentowany reżyser. Moim zdaniem ocena na FW jest wygórowana. 8 to zdecydowanie za dużo, 6 zdecydowanie za mało. Zostaje 7/10.

ocenił(a) film na 7
Slowik

Nonono! Jednak "Iluzjonista" zagości na naszych ekranach. Lepiej późno, niż wcale...
Statuetka Oscara wielkości Giamattiego robi swoje i przyciąga uwagę. Ciekawe czy kiedyś dojdzie do takiej sytuacji, że walną rycerzyka na cały plakat, a pod spodem jedynie tytuł filmu i coś w stylu: "FILM, przy którego PRODUKCJI podczas 34 dnia zdjęciowego, przy wycieraniu podłogi, współpracowała sprzątaczka, której siostra spotkała u dentysty STEVENA SPIELBERGA oraz kucharz, który (zanim zaczął gotować) pracując jako tirowiec I taksówkarz odwoził do domu PRODUCENTA tadżykistaskich filmów pornograficznych, który podczas drogi, będąc kompletnie pijanym, opowiadał mu, że nienawidzi hollywodzkiej tandety pokroju GWIEZDNYCH WOJEN, TITANICA I GLADIATORA, za to bardzo lubi ambitne kino JERREGO BRUCKHEIMERA." I do tego obowiązkowo: "OSCARY - pomimo aż 13 NOMINACJII do Złotych Malin, Akademia nie zechciała dać ani jednej W TYM nie ma nawet za NAJLEPSZY FILM, REŻYSERIĘ, SCENIARIUSZ."
Wybaczcie ten cynizm odnośnie "siły reklamy". Uważam, że "Iluzjonistę" można byłoby wypromować ciekawszymi środkami, a nie najprostszymi chwytami...gdyby tylko chciało się chwilkę pomyśleć...