Jestem świeżo po lekturze i muszę stwierdzić, że "Iluzjonista" wprost mnie "oczarował". Przede wszystkim zdjęciami - ogladając film ma się wrażenie, jakby rzeczywiście się tam było, w starych austro-węgrach. Podkolorowana serpia i wyrazistość obrazu sprawiają, że film ma niepowtarzalny klimat. Po drugie - muzyka. Nie jestem specjalnie obeznana z kompozycjami Pillipa Glassa, ale ścieżka dźwiękowa "Iluzjonisty" wprowadziła mnie w dokładnie taki nastrój, jakiego oczekiwałby zapewne rezyser filmu. Co do aktorstwa - nie jest to na pewno wielki popis, Edward Norton, jeden z lepszych aktorów Hollywoodu, mógł pokazać o wiele więcej, niż tylko tajemniczą stronę bohatera. Być może taki był zamiar, ale moim zdaniem nie miał szans ukazania całego kunsztu. Co do Jessici Biel, mam mieszane uczucia. Nie jestem jako tako jej fanką, ale gdyby "Iluzjonista" był pierwszym filmem, w jakim bym ją widziała, nie zachęciłaby mnie specjalnie do dalszego zagłębiania się w jej twórczość. Obydwoje głównych aktorów gra raczej oszczędnie, czego na pewno nie można powiedzieć o rewelacyjnym Paulu Giamatti. Jako Inspektor Uhl pokazał prawdziwe mistrzostwo drugiego planu! Do samego końca sprawia wrażenie wyniosłego, ale jednocześnie rozdartego pomiędzy wierną służba, do której nigdy nie był do końca przekonany, a sumieniu, które kazało mu pójść za radą Eisenheima i poszukać winnego bliżej siebie. W końcu, rozwiązanie zagadki. Prawde powiedziawszy, kiedy Uhl nagle uświadomił sobie klucz do tajemnicy, myslałam, że jest to jakieś urojenie. Mimo, że reżyser poświęcił na to jakieś półtorej minuty, plan okazał się doskonały i niezawodny.
Ogólnie gorąco polecam, obraz jest jak najbardziej godny zobaczenia. Jak na moje oczekiwania, spokojnie dam 9 gwiazdek.