Po pierwsze mam pytanko: co z raną Sophie? Czy była zmuszona sama sobie ją zadać, żeby 'urealnić' upozorowaną śmierć? :) Czy też jednak w tamtych czasach potrafiła się ucharakteryzować?

Po drugie, zastanawiam się co robi kryształowa kula w ręku Edwarda Nortona na plakacie, skoro ze sceny z jej udziałem zrezygnowano? Chyba że oglądałam jakąś skróconą wersję...

Film osobiście mnie oczarował... I przyglądając się tej całej niekończącej się dyskusji na temat czy film był naiwny czy inteligentny, czy zakończenie było przewidywalne czy nie, dochodzę do wniosku że lepiej nie być tak mądrą osobą i mieć już tak wyrafinowany gust, że jest się wyczulonym na każdy najmniejszy błąd. :] Wtedy trudno się czym kolwiek zachwycić. (Rozumiem, że kiedy krytyk filmowy odkryje cudowy film jest nim wniebowzięty, ale jak często to się zdarza?) Wolę być amatorem... :) Wtedy wszystko jest bardziej... magiczne?;)


pozdrawiam! :]