To jeden z nielicznych SF które w ostatnich latach powalił mnie na kolana . Lepsze niż Matrix chociaż na pewno mniej efektowne.
"..wiele lat." Wow. Czyli odnajdujesz w nim coś więcej i to zdaje się o wiele od tego jak może go odczytać przeciętny jego wielbiciel.
Ciekawi mnie co to takiego, bo jeśli to co ja (miałbym dla Ciebie więcej takich tytułów z identycznym /no można by rzec -ukrytym/ przesłaniem:)
wiele lat bo nigdy dotychczas nie widziałam, czegoś co tak głęboko poruszałoby ulotny temat percepcji ludzkiej i co tak daleko starało się w nią zagłębić,
Czegoś co opowiada o świecie, który można kreować i przeobrażać, a który jest światem odmiennym, a jednak tak splatającym się z naszym, że nie da się już odróżnić jednego od drugiego.
Dziękuję za tak pozytywną ocenę mojej osoby, a raczej moich zdolności interpretacyjnych. ja ten film odczytuję na poziomie nie rozumu, ale uczuć .
Zakończenie jak w Ubiku. Rzeczywistość istnieje tu czy nie? -pytanie zadawane na początku książki/filmu
Co to znaczy rzeczywistość? pytamy na końcu.
"Rzeczywistość istnieje tu czy nie? -pytanie zadawane na początku książki/filmu"
Mam problem z tym zakończeniem. Jedyne sensowne rozwiązanie jakie mi przychodzi do głowy, to takie że główny bohater nadal tkwi w comie (czyli siedzi w limbo). Bo jeśli pierwotna rzeczywistość (ta z której "uciekła" jego żona) miałaby nie istnieć, to czemu "kręciołek" się przewracał?