Bardzo fajnie mi się oglądało ten film, ale powiedzmy sobie wprost - arcydzieło
scenariuszowe to nie było. Świat jest naiwny, oparty na niedomówieniach, na jednym
koncepcie, który nie został do końca przemyślany. Odwołuje się do utrwalonego w kulturze
(czy tam świadomości społecznej) obrazu snu, ale tylko takie odwołanie to niestety za mało
na film.
Że niby ludzie kreują takie kompletne światy, jakieś odwołania do nieświadomości - żeby
było zabawniej, nieświadomość ma bronić śniącego. Każdy, kto miał kiedyś koszmar wie,
że nieświadomość śniącemu dowala, sami się nad sobą "znęcamy";)
Dużo by pisać. Film ciekawy, ale nieprzemyślany, kilka fajnych scen, ale to tak jak w
Avatarze, nie ma scenariusza, to trzeba zrobić "sceny":)
Myślisz, że przez 16 lat reżyser taki jak Nolan nie był w stanie przemyśleć dobrze scenariusz? Cóż...wychodzi na to, że jednak jest kiepski, prawda?
"Każdy, kto miał kiedyś koszmar wie,
że nieświadomość śniącemu dowala, sami się nad sobą "znęcamy";)"
Czy tak trudno zrozumieć, że to nie był zwykły sen? Chyba że codziennie podłączasz się do Dream Machine.
Proszę Cię, nie porównuj scenariusza Avatara do scenariusza Incepcji...
Mam pytanie... Zrozumiałeś film?
W filmie było jasno powiedziane, że projekcje broniące umysłu są wynikiem treningu. Chyba nie musze pisać co potrafi dobrze wytrenowany umysł;) Koncepcja kreowania światów we śnie jest jak najbardziej prawdziwa, wiem na swoim przykładzie;) Nie jest to nic nadzwyczjnego, ty nie masz takich snów? hmmm może to kwestia wyobraźni. Dla mnie film jest spójnie poprowadzony i bardzo przemyślany, w ramach konwencji oczywiście. Genialny, jednym słowem. Avatar natomiast to kolorowa wydmuszka, biedna fabularnie, z "oryginalnym" środowiskiem, i tylko tyle. Do Incepci nie ma co startować, a pisanie o jednym filmie w kontekście drugiego jest wysoko niestosowne.