"Sny są dla nas rzeczywiste, kiedy w nich jesteśmy. Dopiero wtedy gdy się zbudzimy zdajemy sobie sprawę jakie to było naprawdę dziwne"
Czasem zdajemy sobie sprawę z tego, że film, który właśnie obejrzeliśmy był naprawdę dziwny. Z pewnością będzie to powszechne uczucie towarzyszące końcowym napisom "Incepcji". Zgodnie z przewidywaniami i pierwszymi recenzjami zza oceanu, najnowszy obraz Christophera Nolana jest bardzo złożony i zmusza widza do ciągłego myślenia podczas projekcji jednocześnie oferując dynamiczną akcję z nieoczekiwanymi zwrotami w akompaniamencie świetnej muzyki.
Poznajemy Doma Cobba - złodzieja specjalizującego się w wykradaniu największych sekretów ludzi z ich podświadomości, gdy Ci są pogrążeni w śnie. Nie jest to oczywiście łatwa sprawa, więc Cobb ma do pomocy zespół kilku osób o różnorodnych zdolnościach. Niestety przez swe zajęcie, główny bohater został międzynarodowym uciekinierem, który nie może pojawić się we własnym domu. Jedyną jego szansą na powrót do rodziny jest ostatnie zlecenie od wpływowego miliardera. Tym razem zespół Cobba nie będzie kradł a odwrotnie - muszą zaszczepić w umyśle obiektu pewną myśl, czyli dokonać tytułowej incepcji. Jak przekonać podświadomość spadkobiercy potężnej korporacji by ten doprowadził ją do bankructwa?
"Ośmielisz się na akt wiary? Czy może zostaniesz starcem przepełnionym goryczą, oczekującym śmierci w samotności."
Powiedzieć o fabule że jest skomplikowana to mało. Jest wielowymiarowa w dosłownym znaczeniu tego słowa. W pewnym momencie mamy do czynienia ze snem w śnie w śnie (trzy poziomy snu) i obserwujemy jednocześnie trzy równoległe wydarzenia, by w finale doczekać się kolejnego poziomu i czwartej linii fabularnej. Pokuszę się o stwierdzenie, że tytułowa incepcja to jedna z najbardziej złożonych sekwencji w historii masowego kina. Po prostu - lepiej nie wychodzić w środku filmu do WC, gdyż po powrocie można już nie złapać wątku.
Strona wizualna filmu to niewątpliwie jego mocny punkt (jeśli nie najmocniejszy). Niestety w Polsce, jak i całej Europie Wschodniej, postanowiono nie puszczać najnowszego dzieła Nolana w IMAX, choć kilka scen zostało ewidentnie nakręconych dla projekcji 3D. Jednak i bez tego jesteśmy świadkami wielu widowiskowych sekwencji takich jak przejazd pociągu towarowego przez jedną z głównych ulic miasta i staranowanie kilkunastu samochodów, czy mój faworyt - potyczka z ochroną hotelową na korytarzu, w którym co chwilę zmienia się grawitacja.
Nad aktorstwem wiele zastanawiać się nie trzeba. Już przed premierą pisałem o tym iż obsada jest doskonale dobrana. Leonardo DiCaprio już dawno chyba przekonał wszystkich że przerażony chłopak z Titanica to już bardzo odległa przeszłość a każda kolejna jego rola jest lepsza od poprzedniej. Biorąc pod uwagę także niedawną "Wyspę tajemnic" trzeba będzie uznać Leo za faworyta kolejnej gali Oscarów. Reszta zagrała bardzo dobrze a występ Marion Cotillard przeszedł moje oczekiwania. Nie spodziewałem się iż jej postać odegra tak istotną rolę a aktorka tak doskonale się w nią wcieli. Może tylko ja mam takie odczucie, ale wydaje mi się, że jest coś bardzo niepokojącego w akcencie Kena Watanabe mówiącego po angielsku. Filmowo niepokojącego. To niewątpliwie dodało uroku granej przez niego postaci japońskiego biznesmena.
Oczywiście nie wszystko jest idealne. Nie wszystko jest całkowicie logiczne. Jak w każdym filmie science fiction a także blockbusterze, który musi trafić do szerokiej publiki, niektóre rzeczy są zrobione tak a nie inaczej tylko po to żeby ktoś mógł kogoś ścigać albo do niego strzelać. Jednak poziom niespójności i brak konsekwencji u niektórych postaci nie przekracza zjawiska marginalnego, nierażącego po oczach w trakcie seansu. Jest to takie inteligentne skrzyżowanie "Matrixa" z Bondem i "Memento" - obrazowo mówiąc.
"Czekasz na pociąg, który zabierze Cię daleko stąd. Wiesz gdzie chciałbyś, aby Cię zabrał, lecz nie jesteś pewien czy to zrobi. Ale to nie ma znaczenia, bo jesteśmy razem."
"Incepcja" niestety nie porusza żadnej głębszej idei. Nie ma wyraźnego przesłania zawartego w filmie. Jest przestroga przed zatraceniem się w świecie snów i brakiem odróżnienia snu od jawy, ale to zdecydowanie za mało jak na ogromny potencjał tej produkcji. Skoro mowa o potencjale to pomimo 148 minut filmu, większość wątków zostaje potraktowana po macoszemu a twórcy skupiają się ostatecznie tylko i wyłącznie na głównej historii.
Podsumowując muszę stwierdzić że jest to jeden z najlepszych filmów jakie miałem okazję widzieć ostatnimi laty. Z pewnością zapisze się w kanonach współczesnego kina. Tak zasadniczo, jest to jeden z niewielu ostatnio pojawiających się filmów opartych na oryginalnym scenariuszu (którego napisanie zajęło podobno prawie 10 lat!) o tak wielkim sukcesie.
I po huku. Teraz Christopher Nolan zabiera się za trzecią i zarazem ostatnią część nowej serii o Batmanie, co mnie jako miłośnika komiksów o mrocznym rycerzu, niezmiernie cieszy. Za jakiś czas zobaczę jakiś plakat albo teaser i będę sikał po nocach z podniety.
Recka opublikowana na www tuitam ownlog com