osobiście z początku niechętnie podchodziłem do tego filmu, pewnie dlatego ze nie jestem fanem Leonardo DiCaprio i dopiero ostatnimi filmami zaczyna mnie przekonywać do siebie.
Spodziewałem się filmy w stylu matrix, a ostatecznie myliłem. Film nie jest dobry, jest po prostu genialny.
Tematyka snu w filmie nie jest najświeższa a Nolan przeszedł samego siebie ukazując ją na świeżo z własnym pomysłem na własny sposób.
Podobało mi się to że nie rozwodził się nad jakimiś pseudonaukowymi teoriami o śnie, nie tłumaczył żadnych zjawisk czego strasznie się bałem, bazował na tym co oglądający wie z własnego doświadczenia, ze nigdy nie pamięta się początku snu, porostu śnimy i już jesteśmy w akcji. Dopiero po przebudzeniu wydaje nam się ze coś było nie tak. Każdy też wie ze w trakcie snu jakoś dziesięciu minutowa drzemka zamienia się w kilkugodzinna historyjkę projektowaną w naszej głowie.
Niesamowicie mi się podobał fakt ze nie było bezsensownego tracenia czasu na zbędne tłumaczenie zasady działania, historii powstania maszyny pozwalającej podpiąć się innym do cudzego snu, porostu ona jest, a dla widza jest to oczywiste i nawet się o niej nie myśli.
fabuła ułożona bardzo dobrze nie ma zapętleń jeśli ogląda się dostatecznie uważnie nie ma szansy pogubić się w fabule czego osobiście bardzo się balem w przypadku filmu o snach.
obsada, mój ulubiony temat bo mogę się powyzywać, :D
nie przepadam za DiCaprio przyznaje i muszę przyznać ze postać Cobb'a łudząco przypomina mi jego ostatnia role w wyspie tajemnic, nie zmienia to faktu ze zagrał dobrze i tu się zgadzam z opinia moich znajomych ze on jest aktorem który nadaje sie do skomplikowanych i poplątanych emocjonalnie ról (ale, choć to dziecinne, dalej nie umiem mu wybaczyć titanica :P)
Saito (Ken Watanabe) postać o której niesamowicie chciałem napisać. Ken dał czadu na ekranie pokazując nam człowieka, z jednej strony szantażującego Cobb'a, mający w rzeczywistości złe zamiary i kierujący się złymi pobudkami człowieka zjedzonego przez konsumpcjonizm, korporacje itd. a z drugiej strony niesamowicie miły sympatyczny sprytny inteligentny Samurai można powiedzieć (jak to powiedziała moja dziewczyna "emanujący z siebie ZEN):D naprawdę świetna postać.
Nad reszta aktorów nie będę się zbyt rozwodził wszystko siedzi i gra i to na bardzo wysokim poziomie, ale postać Arthura którego ja postrzegam jako takiego mega zorganizowanego kolesia który jakby trzyma na wodzy całą akcje i stara się racjonalizować popędy reszty członków ekipy, ale jak trzeba weźmie karabin i właduje magazynek w jakiegoś gościa niezbyt mi pasuje do chłopięcego Josepha Gordona-Levitt który jest drobniutki i szczuplutki.
co do damskiej części obsady: szalona i namiętna Marion Cotillard oraz odpowiedzialna, twarda i dobra Ellen Page fajny duet który się swietnie uzupełnia i równoważy choć przyznam ze po hard candy spodziewałem się więcej od Ellen :P ale to już moje narzekania
efekty specjalne bazują przede wszystkim na pracy kamery przez co nie są nachalne upierdliwe kiczowate. Scena walki w hotelu bez grawitacji, albo na zatłoczonej, klaustrofobicznej ulicy miasta, Ekstra dodają smaczku temu filmowi i sa dopełnieniem całości.
podsumowując film TRZEBA obejrzeć :) nawet jeśli ktoś nie będzie nim tak zafascynowany jak ja :)
dla mnie film na 10 świetna obsada, genialnie prowadzona historia, super emocje które przyszpilają cie do fotela już na początku i nie poszczają aż do napisów końcowych gdy odkrywasz ze twoje palce są głęboko wbite w oparcie siedzenia :D
GORĄCO POLECAM 10 na 10 :)