To drugie arcydzieło filmowe, obok Avatara, jakie miałem okazję obejrzeć w ciągu ostatniego roku. Doskonała fabuła, świetne aktorstwo i niecodzienna tematyka dotycząca niezbadanych jeszcze stanów świadomości, jakimi są ludzkie sny. Tak jak po seansie Avatara pozostaje żal, że Pandora nie istnieje, tak po "Incepcji" żałowałem, że nie możemy wpływać na treść naszych snów jak bohaterowie filmu, zwłaszcza Cobb (choć gustu architektonicznego to on raczej nie miał - miasto wieżowców które wykreował było koszmarne) . Kiedyś byłem wkurzony na Nolana za zepsucie Batmana (inna scena zabójstwa państwa Waynów niż w filmie Tima Burtona), Mrocznego Rycerza nie oglądałem, ale Incepcja robi piorunujące wrażenie - i w ogóle nie nudzi, co już jest wielkim plusem!
A co do zakończenia (spoiler) - to nie był sen - w ostatniej sekundzie wirujący talizman zaczynał tracić równowagę. Ponadto we śnie Cobb nigdy nie mógł widzieć twarzy swoich dzieci - zawsze uciekały z pola widzenia.