Już dawno nie czekałem na żaden film, tak jak na „Incepcję”. Już dawno tak bardzo nie emocjonowałem się wyjściem do kina, jak w przypadku najnowszego
filmu Christophera Nolana. Już dawno nie czułem, że muszę jakiś film obejrzeć jak najszybciej, jak to tylko jest możliwe, bo inaczej nie wytrzymam z
niecierpliwości i dalszego oczekiwania. Przed premierą napięcie jeszcze bardziej podkręcały niebywale pozytywne opinie nie tylko widzów ale również
krytyków, napływające z zachodu, gdzie film ten miał premierę już dwa tygodnie temu – jak zwykle polski dystrybutor dał ciała – a wcześniej intrygujące,
efektowne i niezwykle kuszące zwiastuny, które sugerowały, że „Incepcja” będzie czymś, czego w kinie jeszcze nie widzieliśmy. Wszystko wskazywało na to, że
obraz ten będzie prawdziwym wydarzeniem. Nie często bowiem się zdarza, by film za którym stoi ogromny budżet, który wypełniony jest scenami akcji był
czymś więcej niż tylko przyjemną, jednorazową rozrywką. Nie często się zdarza, by kolejne zwiastuny reklamujące daną produkcję, zupełnie nic z niej
zdradzały, zupełnie nie tłumaczyły o czym będzie ona opowiadać, jedynie coraz bardziej zachęcały i przyciągały do jej obejrzenia. Normalnym jest bowiem, ze
często już po jednym trailerze do takiej letniej produkcji jesteśmy mniej więcej w stanie streścić cały film, albo najważniejsze jego momenty. W przypadku
„Incepcji” nie ma takiej możliwości i to z bardzo prostej przyczyny. To nie jest zwyczajny blockbuster…
Właśnie dlatego w tej notce postaram się nie zdradzać o czym ten film opowiada, uniknąć jakichkolwiek wskazówek, które podpowiedziałyby o czym tak
naprawdę on mówi, które zdradzałyby coś więcej niż można było dowiedzieć się ze zwiastunów. Po pierwsze by nie psuć nikomu radości z samodzielnego
odkrywania w kinie tej poplątanej historii, a po drugie bo tego filmu po prostu nie da się opisać w kilku zdaniach. Jego fabuła jest w gruncie rzeczy
niestreszczana. To film tak złożony, składający się z tylu warstw, że sam jego opis, naprowadzający widza na to z czym spotka się w sali kinowej, spokojnie
zająłby kilka stron. Dopiero teraz po obejrzeniu „Incepcji” rozumiem zagraniczne opinie widzów którzy pisali, że choć zrozumieli film Nolana, choć wiedzą o
czym on opowiadał, nie potrafią o nim nic napisać, nie potrafią opowiedzieć co tak naprawdę widzieli. Bo tego naprawdę nie sposób opisać. O wiele bardziej
zrozumiałe jest też dość szokujące zdanie Leonardo DiCaprio, który w jednym z wywiadów powiedział, iż on oraz pozostali aktorzy mieli ogromny problem ze
zrozumieniem o co chodzi w tej produkcji i ma ona sens chyba tylko dla reżysera, bo ją napisał. „Incepcja” to wyśniona przez Nolana historia, skomplikowana,
zakręcona i tajemnicza, po której przez cały czas poruszamy się po omacku, starając się pojąć jej sens ale chyba nigdy nie będziemy mogli być w stu
procentach pewni, że ją do końca zrozumieliśmy.
To był wstęp, który w dużym stopniu mogłem napisać jeszcze przed obejrzeniem samego filmu, a teraz przyszedł czas na właściwą recenzję i tu pojawia się
problem, bo zupełnie nie wiem od czego zacząć, jak ubrać w słowa wszystkie myśli jakie kołaczą mi się w głowie od wczorajszego wieczora, jak opisać to co
wczoraj przeżyłem na sali kinowej. Jak w czytelny, dokładny sposób ale nie zdradzając za wiele z samej fabuły napisać jaki jest ten film. I wiem, że już na
starcie jestem na przegranej pozycji, bo „Incepcję” trzeba po prostu zobaczyć na własne oczy, trzeba ją samemu przeżyć, by w pełni pojąć na czym polega
niezwykłość tego obrazu. Żadna recenzja, żadna relacja z pokazu, żadna opinia, nie są w stanie oddać czym tak naprawdę on jest. Ja sam jeszcze do końca
nie ochłonąłem po wczorajszym seansie, jeszcze nie do końca poukładałem sobie poszczególne elementy „Incepcji” w całość. Bo choć wydaje mi się, że
prawie wszystko zrozumiałem, choć wybrałem jeden z dwóch możliwych wariantów zakończeń (fantastyczna, urwana scena), ten który najbardziej mnie
przekonuje, to jednak nadal mam sporo wątpliwości i pytań na które ciężko znaleźć odpowiedzi. „Incepcja” to film tak ogromny, że nie sposób go objąć za
pierwszym razem, nie sposób zarejestrować wszystkich najważniejszych wskazówek, szczegółów jakimi jest wypełniony po brzegi. Wiem, że wiele z nich
podczas seansu mi umknęło, pewnie nawet więcej niż mógłbym teraz przypuszczać. Dlatego też na razie wstrzymuję się z ostateczną oceną, wahając się
ciągle w okolicach 9 i by ocenić najnowsze dziecko Nolana jeszcze raz je zobaczę i to w niedługim czasie, bo to obraz, który trzeba koniecznie obejrzeć na
dużym ekranie.
„Incepcja” to wielki, skomplikowany, wielowarstwowy i wielopoziomowy film. I choć nie jest on do końca taki, jaki myślałem że będzie, choć nie pasuje on do
mojego wyobrażenia jakie miałem na jego temat, to podobał mi się. Mógłbym trochę ponarzekać na zbytnie skupienie się na scenach akcji, które trochę
zasłania poważniejszy wątek chęci odkupienia głównego bohatera, na zbyt duże skupienie się na scenach pościgów, czystej sensacji, która odrobinę kłóci
się z bardzo interesującym i spokojnym wątkiem podróży wewnątrz ludzkiej podświadomości. Mógłbym napisać, że choć jestem zachwycony tym filmem to
gdzieś w głębi czuję mały niedosyt, pewien niewielki zawód, ale byłoby to bardzo krzywdzące wobec filmu Nolana. Nie mogę bowiem narzekać, że jego film
okazał się być inny niż myślałem, że będzie. Moje oczekiwania co do niego nie powinny mi przesłaniać tego jaki naprawdę on jest, jakim stworzył go Nolan.
Dlatego na razie to drobne uczucie niedosytu odsuwam na bok, może zniknie ono z czasem, gdy przyzwyczaję się już do tego co widziałem, gdy po raz drugi
już bez zaskoczenia, ale ze spokojniejszym nastawieniem, bez tak niebotycznie wywindowanych oczekiwań będę go oglądał.
A o czym on tak naprawdę jest? W gigantycznym skrócie to na pozór niemożliwe połączenie niebywałych scen akcji niczym z „Matrixa”, dynamicznych i
stylowych historii o agencie 007 z historiami o genialnych i perfekcyjnie zaplanowanych napadach jak z „Ocean’s 11”. Połączenie doprawione złożonością i
wielopoziomowością świata niczym z „eXistenZ” Cronenberga i emocjami jakie towarzyszyły bohaterom „Solarisa” Soderbergha. A to tylko kilka z
największych i najbardziej wyraźnych inspiracji i nawiązań jakie bez problemu można wychwycić w najnowszym filmie Nolana, bo dalsze moglibyśmy jeszcze
długo wymieniać. Nolan miksuje poszczególne filmy, poszczególne historie i tworzy swój własny niezwykły koktajl, pomysłowy i odważny miszmasz, coś
czego w kinie jeszcze nigdy w pełni nie widzieliśmy. Warto również zauważyć, że Nolan kręcąc swoje poprzednie filmy niejako tylko przygotowywał się do
„Incepcji”. Jego poprzednie dokonania są jakby tylko pewną wprawką do tego obrazu. „Incepcja” bowiem tak jak „Prestiż” jest niezwykle skoncentrowaną i
przewrotną historią, która eksperymentuje z warstwami opowieści, która składa się z wielu przeplatających się płaszczyzn. Tak jak „Mroczny rycerz” jest
ambitną rozrywką, spektakularnym filmem akcji, który nie zapomina o bohaterach. Filmem niezwykle szybko opowiedzianym, który jak kula śnieżna, gdy
zacznie się toczyć, nic go już nie zatrzyma, bo będzie z coraz większą prędkością pędził do świetnego, wgniatającego w fotel finału. Nic więc dziwnego, że przy
ostatniej scenie cała sala aż jęknęła z wrażenia.
Oceniając ten film trzeba koniecznie także pamiętać, że jest to blockbuster, a więc film, który teoretycznie powinien zapewniać nam tylko dobrą rozrywkę.
Również dlatego jest on tak niezwykły, bo stara się wynieść ten gatunek na zupełnie inny poziom, stara się go uszlachetnić, pokazując, że popcornowe kino
nie musi być tylko i wyłącznie widowiskowe, że może być również poważne i wcale nie głupie. To film, który wymusza na widzu ciągłą obecność nie tylko
ciałem ale i duchem, który wymaga od niego myślenia, a nie tylko zwyczajnego chłonięcia obrazu bez konieczności jego bieżącej analizy. To film, na którym
trzeba ciągle uważać, na którym trzeba być stale skupionym i otwartym na nowe informacje, kolejne wskazówki jakie podsuwa nam reżyser, bo łatwo się w
nim zagubić. I choć sama historia nie jest aż tak skomplikowana jak mogłoby się na początku wydawać, to jest jednak pokazana w taki sposób, że po
seansie pozostają z nami pewne wątpliwości, pytania na które musimy sobie sami odpowiedzieć, pewne otwarte kwestie, które powinniśmy sami wypełnić
wedle uznania. To film nad którym myślimy nie tylko w czasie seansu, nie tylko od razu po napisach końcowych, ale na wiele godzin po. Już samo to
powoduje, że Nolanowi udało się stworzyć coś więcej niż tylko dobry blockbuster.
Jego produkcja jest wielka, niesamowicie napompowana ale nie patetyczna. To wymagające kino w którym obok zapierających dech w piersiach scen akcji
(przy których nie jeden raz zastanawiamy się, jak oni to zrobili?) znalazło się również miejsce na odrobinę humoru, a także szczyptę rozważań na temat
rzeczywistości, snów, wpływu myśli na nasze życie, a także wspomnień, które w pewnych chwilach mogą okazać się zabójcze. To świetnie opowiedziana
historia, która choć rozgrywa się jednocześnie aż na czterech płaszczyznach, nie zwalnia, nie traci ani na chwilę tempa, nie gubi się w sobie. Nolan przez całe
dwie i pół godziny perfekcyjnie panuje nad swoim światem, nie pozwalając mu się rozejść na wszystkie kierunki. Światem, który fascynuje, ciekawi i
zastanawia. Niesamowite jest oglądanie jak ambitny, niezwykle trudny ale możliwy do wykonania plan zaczyna się coraz bardziej sypać, jak nic nie idzie tak
jak miało pójść i teraz postawieni pod ścianą bohaterowie muszą się jakoś z tego wykaraskać. Fascynujące jest również to, że nie ma w „Incepcji”
jednoznacznego czarnego charakteru, który naturalną koleją rzeczy napędzałby akcję. Nolan utrudnił sobie bardzo zadanie bo nie wprowadzając do swojej
historii takiej postaci pozbawił się naturalnego motoru napędzającego swój obraz. Nie przeszkodziło mu to jednak w rozkręceniu tej historii i skomplikowaniu
jej ponad miarę. Nie zdradzę co ją tak naprawdę napędza, ale jest to pomysł niezwykły, jednocześnie niesamowicie prosty, mądry i bardzo odważny.
I choć „Incepcja” jest ogromną produkcją, to Nolan nie zapomina jednak o tym co jest w niej najważniejsze – bohaterowie, ich uczucia, rozterki i motywacje
jakimi się kierują. Nolan zawsze był świetny w opowiadaniu tak naprawdę skromnych i bardzo bliskich historii i tak jest i tym razem. Bo „Incepcja” to obok
spektakularnej opowieści o śmiałym i nietypowym napadzie, także bardzo ludzka historia, która w większym lub mniejszym stopniu trafi do każdego z nas. To
poruszający dramat, emocjonująca, chwilami wzruszająca opowieść o miłości, tęsknocie, niespełnieniu, żalu i wyrzutach sumienia, które nie pozwalają dalej
żyć. I to właśnie dzięki ukazaniu prostych ludzkich emocji i uczuć tak bardzo przywiązujemy się do bohaterów, tak bardzo dajemy się porwać temu filmowi.
Zależy nam na nich, ciągle kibicujemy im w ich misji mając nadzieję, że wszystko jakimś cudem się jednak uda, że wszyscy wyjdą z tej przygody cało i nawet
gdy przenosimy się w bezpieczny świat snów, stale boimy się o ich los. Ale „Incepecja” jest też czymś więcej niż tylko świetnym kinem akcji nie
zapominającym o bohaterach. To zachwyt nad magią kina, nad miejscem w którym mogą się spełniać nasze sny. To film, który pokazuje, że kino jest
właśnie takim odpowiednikiem filmowego wchodzenia w świat podświadomości, przeżyciem łączącym widzów, którzy mogą oglądać na srebrnym ekranie
niezapomniane i niezwykłe historie. Magicznym snem, z którego czasem ciężko jest się wybudzić. I za ten wczorajszy sen na jawie Nolanowi serdecznie
dziękuję.
9/10
PS. Muzyka Hansa Zimmer nie dość, że świetnie brzmi jako oddzielna kompozycja, to jeszcze w samym filmie spisuje się genialnie. Świetny soundtrack.
Ładna i bezspoilerowa recenzja. Szkoda tylko że coś ci się z formatowaniem tekstu pokiełbasiło.
Mi się właśnie takie sformatowanie tekstu podoba. Przynajmniej jest czytelnie :)
A recenzji nie zdążyłam jeszcze przeczytać, bo zaraz wychodzę, ale jak wrócę to jest to lektura obowiązkowa :D
Dzięki ;)
"Szkoda tylko że coś ci się z formatowaniem tekstu pokiełbasiło."
To znaczy? U mnie wyświetla się wszystko normalnie.
Oceniając ten film trzeba koniecznie także pamiętać, że jest to blockbuster, a więc film, który teoretycznie powinien zapewniać nam tylko dobrą rozrywkę.
Również dlatego jest on tak niezwykły, bo stara się wynieść ten gatunek na zupełnie inny poziom, stara się go uszlachetnić, pokazując, że popcornowe kino
nie musi być tylko i wyłącznie widowiskowe, że może być również poważne i wcale nie głupie. To film, który wymusza na widzu ciągłą obecność nie tylko
ciałem ale i duchem, który wymaga od niego myślenia, a nie tylko zwyczajnego chłonięcia obrazu bez konieczności jego bieżącej analizy. To film, na którym
trzeba ciągle uważać, na którym trzeba być stale skupionym i otwartym na nowe informacje, kolejne wskazówki jakie podsuwa nam reżyser, bo łatwo się w
nim zagubić. I choć sama historia nie jest aż tak skomplikowana jak mogłoby się na początku wydawać, to jest jednak pokazana w taki sposób, że po
seansie pozostają z nami pewne wątpliwości, pytania na które musimy sobie sami odpowiedzieć, pewne otwarte kwestie, które powinniśmy sami wypełnić
wedle uznania. To film nad którym myślimy nie tylko w czasie seansu, nie tylko od razu po napisach końcowych, ale na wiele godzin po. Już samo to
powoduje, że Nolanowi udało się stworzyć coś więcej niż tylko dobry blockbuster.
Jego produkcja jest wielka, niesamowicie napompowana ale nie patetyczna. To wymagające kino w którym obok zapierających dech w piersiach scen akcji
(przy których nie jeden raz zastanawiamy się, jak oni to zrobili?) znalazło się również miejsce na odrobinę humoru, a także szczyptę rozważań na temat
rzeczywistości, snów, wpływu myśli na nasze życie, a także wspomnień, które w pewnych chwilach mogą okazać się zabójcze. To świetnie opowiedziana
historia, która choć rozgrywa się jednocześnie aż na czterech płaszczyznach, nie zwalnia, nie traci ani na chwilę tempa, nie gubi się w sobie. Nolan
o tak to wygląda
Być może to przez google chrome - czasem rozwala mi notki. Choć u mnie nadal wszystko widać dobrze.
Fajna ta recenzja :)
Ja idę do kina w poniedziałek i ponownie będę się starać wszystko na nowo zrozumieć, może coś odkryć... :D