Spodziewałam się kina drogi, nieprzegadanego, pełnego wymowności i konkretu ludzi gór. Obejrzałam film o pustej fabule i pustym dialogu. To, co zaczynało drgać w momentach ciszy i zdjęć terenowych, zostało skutecznie zagłuszone przez powtarzane w koło - czy nic Ci nie jest. W wydaniu amerykańskim tak samo ładne, co nic nie wnoszące. Dla osób znających środowisko górskie - wydaje się być brawurowy i nieodpowiedzialny. Bo o ile uwielbiam w kinie obecny zwrot ku historiom jednostek, tak ten "american hero - happy end" spogląda z ignorancją na większość podobnych, przemilczanych historii, które w górach kończą się tragedią.