Jak na wielkie widowisko sci-fi przystało najwięcej emocji powinny budzić sceny podróży kosmicznych a tymczasem najciekawiej wypadają wątki rozgrywające sie na ziemi. Dużo patosu, przesadnej dramaturgii, scen ciągnących się w nieskończoność. Troszkę przerost formy nad treścią. Nie jest to napewno mój ulubiony film Nolana. Aktorstwo nie równe - Matthew i Jessica świetni, Caine nudny, Hathaway drętwa jak kij od szczotki, Damon zbędny, Affleck bez pola do popisu a Burstyn daje nam jedną z najbardziej wzruszających scen w historii kina. Mała Foy pokazała tu potencjał którego chyba jednak nie wykorzystała bo słuch po niej zaginął. Wizualnie rewelacja.
paradoksalnie dla mnie najfajniejsza jest pogoń za raptorem ;-), potem jest drętwo.
i ogólna kreacja tych wszystkich obcych planet, pomimo pustkowia i tak ciekawie im wyszło, ale po co do tego film dodawać.
A to własnie Ja mam takie zdanie że planety wyjątkowo nieciekawe ale wiadomo że o gustach się nie dyskutuje. Od siebie mogę jeszcze dodać że końcówka wyjątkowo przekombinowana i nazbyt melodramatyczna. Żałuje tez ze nie poświecono trochę więcej uwagi starej Murph bo Ellen Burstyn zasługiwała na więcej czasu ekranowego.
Są nieciekawe jako element filmu.
Jako element pewnej możliwości całkiem fajnie im to wyszło.
Nie miałbym nic przeciwko np. kanałowi YouTube pod tytułem:
planety fizycznie możliwe
tylko w sytuacji gdy mamy tyle różnego rodzaju dronów oni za każdym razem musieli na nich lądować.
po co?
// ten film to wyobrażenie rolnika o tym jak eksploracja kosmosu powinna przebiegać, stanąć, polizać, napluć, nasikać... no i tyle z tej eksploracji. tak naprawdę dokładnie nic z tych ich lądowań nie wynikało.