Dokładnie tak! Po seansie byłem tak oszołomiony tym, co widziałem na ekranie, że nie mogłem przestać o nim myśleć przez kolejne tygodnie. Ale kiedy zacząłem wszystko w głowie po kolei układać, to jednak faktycznie w filmie jest wiele wątków niewyjaśnionych/nierozwiniętych lub zwyczajnie fantastycznych, a to przecież miał być film science-fiction z naciskiem na science... Zadawałem sobie pytania: skąd się tak naprawdę wziął ten tunel czasoprzestrzenny, czy faktycznie coś mogło go po prostu "zbudować"? Dlaczego akurat wybrano do badań planety występujące na orbicie czarnej dziury? Przecież prędzej czy później zostaną zassane/rozerwane przez nią. Dlaczego po prostu nie wysłano tylko robotów do badań planet, zamiast tego musieli tam być zahibernowani ludzie? Skąd ten hipersześcian w czarnej dziurze? Jednak doszedłem do wniosku, że na tym polega magia kina, że pod naporem tylu plusów i wspaniałych momentów te wszystkie minusy zwyczajnie giną. Dlatego dla mnie Interstellar to arcydzieło. :)