Są filmy głupie i głupsze, ale ten według mnie zalicza się do kategorii filmów które mają co najmniej 10 dobrych scen na zakończenie przed tym właściwym. Mniej więcej od połowy filmu systematycznie patrzyłam na pasek który odmierzał czas do końca filmu i za każdym razem byłam zdziwiona że jeszcze tyle i w ogóle to po co? Nie chodzi o to że film jest bardzo zły i dlatego nie mogłam wysiedzieć. Obejrzałam do końca ze spokojnym sercem i bez wiercenia się. Zabrakło mi jakiejś płynności, to film złożony z kilku innych. Mamy film sci-fi: fizyka, mądre słowa, nawet kilka wzorów matematycznych czy fizycznych (na ile są prawdziwe nie wiem, to nie mój konik), mamy kryminał, Matt Damon nagle próbuje wszystkich zabić bo moja piaskownica i moje zabawki? Nie zrozumiałam niestety o co w tej części chodziło. Mamy nawet komedie romaNtyczną, makkonachju pytający się robota o romanse między jego współtowarzyszami, no przepraszam bardzo ale śmiechłam! Nie zapomnijmy o dramacie (braciszek kochanej córeczki tatusia), ale mój ulubiony to romans, kiedy usłyszałam że miłość jest odpowiedzą na wszystkie zagadnienia fizyki, łezka zakręciła mi się w oku! Po którejś takiej "kończącej" scenie przestałam się emocjonować. Nie mogę powiedzieć, że straciłam czas czy że to kiepskie kino, jest po prostu średnio zmontowane i to czyni film dość przeciętnym.