8,0 435 tys. ocen
8,0 10 1 434997
6,5 78 krytyków
Interstellar
powrót do forum filmu Interstellar

Niestety, pomimo całkowitej sympatii do Christophera Nolana i jego dotychczasowej twórczości,
nie odnalazłem tego, czego oczekiwałem po tym filmie. Bardzo chciałbym zmienić swój stosunek
do tego filmu. Trzy dni zbierałem się do napisania tego postu. Jestem na tyle zdesperowany, że
proszę Was, użytkownicy Filmwebu, żebyście spróbowali pokazać inne spojrzenie na ten
kawałek kinematografii.
Czas na żale.


pierwsze 40 minut filmu jest zdecydowanie najsłabsze. Skróty myślowe i logiczne, których
konsekwencjami są dziury fabularne. Dosyć pretensjonalny scenariusz ("To nie duch. To
grawitacja!). Zapowiedź metafizyki, która potem zostaje zracjonalizowana. Relacja ojca z córką,
która okazuje się osią całego filmu poprowadzona według mnie nierealnie. Dlaczego Murphy
nienawidzi swojego ojca po tym, jak dowiaduje się o prawdziwym celu jego misji? Dlaczego syn
jest prawie ignorowany przez ojca? Ułomność tej relacji jest pogłębiona kontrastem! Gdy córka
bardzo przeżywa wyjazd swego ojca, jej brat nie jest prawie poruszony.
Dlaczego NASA nie próbowała się skontaktować z Cooperem pomimo tego, że, jak sami
powiedzieli, jest najlepszym pilotem w USA? Czy nikt nie nadzorował tej misji, skoro Michael
Caine zaproponował Cooperowi dowodzenie misją właściwie od razu? Czy nie potrzebował
żadnego szkolenia? Film jest tak stworzony, jakby między decyzją postaci granej przez Matthew
Macconaghewa, a wylotem upłynął dzień lub dwa. W jaki sposób zostałyby "urodzone" płody w
przypadku planu B, skoro na statku nie było surogatek? Anne Hathaway by to zrobiła?

Akt drugi, po opuszczeniu Ziemi zapowiadał się obiecująco. Nie będę zastanawiał się, czy
łączność między galaktykami, tunel czasoprzestrzenny, możliwość przeżycia w czarnej dziurze i
tego podobne rzeczy są możliwe czy nie, jest to w końcu konwencja science-fiction.
Scena podróży międzygwiezdnej piękna, wciskająca w fotel. Dlaczego więc była taka krótka?
Słabo zarysowane postaci Doyle'a i Romilly'ego (widać było, że będzie to "mięso armatnie").
Problemem gorszym od słabego zarysowania jest zupełne zaprzeczenie tego, jak
sprezentowana została postać doktor Brand na Ziemi, a jak w kosmosie. Twarda kobieta, która
na każdym kroku pokazywała jak ważna dla niej jest misja, nagle wyskakuje z tym, że miłość jest
niewytłumaczalna i na pewno ma jakieś znaczenie, którym powinni się kierować w wyborze
planety, na którą polecą. W dodatku nie jest to podane w sposób zjadliwy. Przypomina to "hasło-
slogan" z filmu familijnego albo animowanego (do którego pasuje), nie zaś filmu aspirującego do
bycia filozoficznym traktatem! W tym momencie byłem już przerażony, że ten film będzie jednak
zły (jak na Nolana). Nadzieję miałem dalej.

Pierwsza planeta - sama woda, ogromne fale. Czy nie zauważyli ich, lądując?
KILKUKILOMETROWYCH fal!? Tutaj znowu pokazują to, jak Brand ryzykuje życiem dla misji,
pomimo tego, co mówiła wcześniej. Skąd bierność załogi, widzącej górę wody sunącą na nich?
Dlaczego TARS nie ruszył wcześniej po szczątki? Czy nie mogli wystartować wcześniej z
użyciem większej ilości paliwa? Wiem, że tu chodzi o budowanie napięcia, ale dlaczego musieli
czekać do ostatniej chwili? Czy grupa naukowców nie przewidziała tego, że jest różnica w
upływie czasu i że statek był tam tylko przez chwilę?
Scena z falą trzymała w napięciu, jest na duży plus. Tak samo jak powrót i ukazanie upływu
czasu na Ziemi. Scena z filmami bardzo mocna. (Jeszcze raz: Dlaczego córka dalej nienawidzi
ojca?)

Druga planeta. Najgorsza część tego filmu. Moje pierwsze odczucie: nie wiem, dlaczego to
musiał być Matt Damon, ale według mnie obsadzenie mniej znanego aktora nie przesłoniłoby
tak akcji. Zamiast pytania "Jaka jest jego historia?" pojawiła się reakcja "O mój Boże! Czy to Matt
Damon"? I tutaj pojawiają się kolejne wyświechtane klisze: szaleństwo, zły plan, próba
morderstwa, dokonania, "jestem zły, więc nie mogę posłuchać dobrych"... Można wyliczać i
wyliczać. Czy Mann nie mógł po prostu przyznać się do kłamstwa i powiedzieć, żeby polecieli na
trzecią planetę? Nielogiczności: Dlaczego Mann nie poprawia dokowania? Podobno był
NAJLEPSZYM ze wszystkich pilotów. Nie wiedział czym to się może skończyć? Jak Matt Damon
dotarł do bazy po walce Coopera szybciej, niż statek kosmiczny, który pokonał tę samą trasę?
Jak to możliwe, że Cooper odnalazł swój sprzęt komunikacyjny? Dlaczego stacja nagle
wybuchła? To był tak niemożliwy ciąg przypadków, że zęby mnie bolały od zgrzytania nimi.
Pomijam cudowne dokowanie w obracającej się bazie (bez uprzedniego szkolenia). Dalej
miałem nadzieję. Mówiłem sobie: "Wlecą do czarnej dziury, to będzie coś".

Tymczasem na Ziemi. Profesor Brand kłamie, że równanie można rozwiązać. Byłby to świetny
wątek, gdyby Nolan pomyślał o rozbudowaniu, o wewnętrznych katuszach profesora, o walce z
brzemieniem. Nie 30 sekund i koniec. Ponadto, Nolan nie nauczył się niczego po groteskowej
śmierci postaci Marion Cottiliard w "MRP". Śmierć postaci znów sztampowa i nierealistyczna.
Znów Murph nienawidzi ojca, znów zęby mnie bolą.

I tutaj już wiem, jaki jest problem z tym filmem. Cooper nie ma w sobie nic, oprócz miłości do swej
córki. Naprawdę, zachowanie tej postaci jest tak skrajnie egoistyczne, że nie mogę przyjąć tego
do siebie. Skazuje on ludzkość na zagładę, bo wybiera zobaczenie się z córką. Bez komentarza.

Czarna dziura: Tutaj straciłem nadzieję. Naprawdę, poczułem się jakbym dostał w pysk. Wleciał
do czarnej dziury i co? Wielowymiarowy pokój swojej córki. To on jest tym duchem, kontaktując
się z córką z czarnej dziury. Przekazuje córce dane potrzebne do uratowania Ziemi, zanim nawet
wyleciał na misję. Udało się. Tunel się zamknął. To ludzie z przyszłości ich wysłali na tę misję.
Racjonalizacja ducha. Śmierć metafizyki, a razem z nią umiera moja nadzieja.

Tymczasem na Ziemi. Syn Coopera oszalał i nie przejmuje się tym, że jego syn i żona sa na
skraju życia i śmierci. (Dlaczego? Nie wiemy). Chce zabić (?) siostrę i Tophera Grace'a. Murph
kończy równanie. "Eureka", ludzkość uratowana. Happy End. Coś mi jednak nie pasowało. Co?
Nolan pokazuje Coopera w czarnej dziurze i Murph w swoim pokoju rzekomo symultanicznie.
Jednakże Obie te sceny dzieli 50 lat! Wiem, że pokazanie tego w inny sposób byłoby trudne, ale
jest to niekonsekwencja.

Okazuje się, że Cooper nie umiera, tylko pojawia się w okolicach Saturna. (Nie jestem tego
pewien, poprawcie mnie, jeśli się mylę.) Jak? Jakim sposobem go odnaleziono? Dlaczego jest
traktowany jako zupełnie zwykła osoba? Nikt na niego nie czeka? Spotyka córkę na łożu śmierci.
Oczywiście nie obchodzi go los syna. Końcówka - bardzo dobra, byłem pod wrażeniem ostatnich
dwóch minut. Bardzo mnie poruszył obraz Anne Hathaway samotnej na obcej planecie,
dokonującej pochówku swego ukochanego.

Ogólnie muzyka na duży plus. Zimmer w końcu zrobił coś, co nie było autoplagiatem. Efekty
wizualne także na wysokim poziomie. Nie tak dobre jak w "Grawitacji", ale dalej wyśmienite.
Dźwięk momentami głośny do bólu.

Najbardziej w tym filmie boli mnie to, że Nolan jakby nie przejął się scenariuszem. Jakby był to
pretekst do ukazania jego wizji odległej galaktyki. Niestety, dla mnie ta wizja jest miałka i nijaka.
Oprócz pięknego obrazu czarnej dziury i podróży przez tunel czasoprzestrzenny, nie ma w tym
filmie niczego wizjonerskiego. Nolan sam sobie odebrał łatkę wizjonera. Ten obraz mógłby być
dowodem na to, że nie ma wyobraźni. Mógł stworzyć światy zapierające dech w piersiach.
Wyszło to, co widzieliśmy wszyscy. Dużo ludzi mówi, że jest to "film ambitny". Nie mogę się z tym
zgodzić (cokolwiek to znaczy dla Filmwebowych recenzentów). Słowo ambitny nie może odnosić
się do efektu czyjejś pracy. Ambicja mogła kierować Nolanem, lecz nie widać tego w tym
przypadku.

Moim ostatnim zarzutem jest brak filozofii w tym filmie. Szczątkowe jej ilości znajdziemy w
słowach Coopera o misji Apollo 13, wypowiedziach Manna. Nie zaliczam do niej haseł pokroju
"Miłość jest jedyną siłą pokonującą czas i przestrzeń". Czemu Nolan nie wspomniał nic o
kulturze, społeczności, ba! cywilizacji? Kolonia ziemska na innej planecie byłaby tego
pozbawiona. Jaki miałoby to na nią wpływ? Zero podjęcia się tego, naprawdę interesującego
tematu.

Szanowny Panie Christopherze, czekam na Pana następny film. Na razie żółta kartka dla Pana.