Film a ksiazka, ksiazka a film... Jak to pogodzic? Dlaczego niektore ekranizacje sa swietne mimo zmian w fabule, a inne klapa? Jak ocenic "Intruza"? Jako ekranizacje? Mysle ze srednia. Idac na film, bylam przygotowana na zmiany i postaram sie nie zwracac na nie takiej uwagi przy ocenie filmu, bo wiadomo, ze nie film jest ZAWSZE inny niz ksiazka. Tempo "Intruza" jest bez watpienia takie samo jak w ksiazce. Jest spokojnie, by na chwile przyspieszyc, a po chwili znow wraca do spokojnego zycia w jaskiniach, potem znow mamy jakas akcje, by wszystko sie w koncu uspokoilo. Moze to i dobrze, ale jednak zabraklo mi dreszczyku emocji. Idac dalej, ocenmy aktorow. Pomine watek Jareda i Wandy?Mel, by skupic sie jedynie na Wandzie i Ianie. Tu byl blad w tworzeniu tej czesci filmu. Jaki? Ano taki, ze o ile Ian w filmie zaczyna zwracac uwage na Wande i spedza z nia czas oraz chroni ja, o tyle nie ma miejsce na rozwiniecie sie glebokiego uczucia ze strony Wandy. Bo i jak? A jednak na koncu ze lzami w oczach wyznaje mu ze go kocha. Troche tu brak sensu. W ksiazce Ian chcac odpokutowac swoja wine wzgledem Wandy, postanowil sobie ja chronic i "niechcacy" sie w niej zakochal. Ale to sie stalo pod wplywem ich rozmow i spedzania duzej ilosci czasu razem. Wtedy docenil Wande, zobaczyl jak dobrym "czlowiekiem" jest. W filmie wyszlo to sztucznie (nie ze strony Jake'a Abela tylko mam na mysli scenariusz). Poza tym w filmie zabraklo mi przeslania plynacego z ksiazki - jak to jest byc czlowiekiem, doceniac bycie soba, doceniac wlasne cialo, siebie - to mnie najbardziej zabolalo. Oceniajac gre aktorska, nikomu nie mam nic do zarzucenia - Saoirse jako Wanda/Mel moze byc, Max i Jake rowniez sie spiasali, mysle ze nie przesadze mowiac, ze dobrze odzwierciedlili ksiazkowe postacie. Na szczegolna pochwale zasluguje muzyka - swietnie wpasowana w film i nadajaca klimatu. Przynajmniej to im wyszlo.
Aha, i jeszcze jedno. Emily Browning jako Pet (tak sie nazywalo nowe ciualo Wandy) - obym tej aktorki nie widziala w ewentualnej kontynuacji. Nie nadaje sie na Wande nic a nic, w dodatku jeszcze irytuje.
A co Wy sadzicie?
cóż co do emily to przy opisie jej zdjęcia z planu(zagraniczne pismo) w objęciach Jake'a (Ian) opis konczył się tym że coś tam coś tam .... zobaczymy ją w kolejnym filmie. Jeśli będzie kontynuacja to niewątpliwie zobaczymy ją jako Wandę....
Ale narazie nie ma co gdybać o kontynuacji bo film miał słaby start zarówno w stanach jak i w innych krajach - narazie szału na Intruza nie ma
To sobie mógł napisac każdy dziennikarz, ale nieoznacza, ze na pewno tak będzie. W każdym razie ja mam szczerą nadzieję, że jej już nie zobacze jako Wandy :-/ W końcu przy sequelu "30 dni mroku" zmieniono aktorkę (a może sama odeszła), grającą główną bohaterkę, więc oby w kontynuacji (wciąż ewentualnej) też tak się nam poszczęściło :-)
Teraz jak tak sobie o tym myślę to wydaje mi się, że reżyser chciał pokazać miłość Iana do Wandy jako miłość od drugiego wejrzenia (na początku chciał ją udusić i uważał ją za potwora, dlatego od drugiego, a nie pierwszego). Książka jest dość trudna do sfilmowania, ale mimo tego uważam, że można by było zrobić to znacznie lepiej. Szczerze wątpię, czy ta adaptacja zachęciłaby mnie to przeczytania oryginału. Na szczęście sięgnęłam po powieść znacznie wcześniej niż ukazał się film.
Ech. Jestem świeżo po seansie, zgadzam się z większością krytyki. Jak można tak sknocić nie tylko samą produkcję filmu, ale i jego historię?
Zdjęcia - im dalej tym bardziej miałam nieodparte wrażenie, że kręcił jakiś totalny AMATOR. Historię, gdzie praca kamery mogłaby zastąpić naprawdę wiele braków, tutaj tylko kompletnie pogrąża produkcję. Wieeelki minus.
Historia - tworzące się relacje, niedomówienia i obserwacje Wandy - będące chyba osią książki - kompletnie jak z kosmosu. W ogóle nie czuć było tworzących się relacji, strachu Wandy na początku, powolne przekonywanie się obu stron, rodzącą się przyjaźń Wandy i Mel, etc. W dodatku głos Mel w filmie - dźwięk echa straaaszny, dodający tylko efekt sztuczności, na siłę istnienie Mel. Gdyby nie ten pogłos, brzmiałoby to o wiele, wiele znośniej.
Mam nadzieję, że ktoś inny kiedyś zrobi ekranizację na przyzwoitym poziomie. Historia ma niezły potencjał, było kilka dobrych elementów, ale całość jako film kiepsko, bardzo kiepsko. I trudność adaptacji Intruza nie ma z tym nic wspólnego.
Plusy:
1. gra aktorska Mel/Ian/Łowczyni - aktorzy z tego co im pozwolono na ekranie zrobić, stanęli na wysokości zadania, co o większości pozostałej obsady bardzo trudno by było powiedzieć. Podobał mi się też Jamie. Chociaż tu był bardziej dzieckiem, a w książce dobił przecież 14stego roku życia, ale paradoksalnie to nie przeszkadzało.
2. niezła muzyka. Czasem zbyt ckliwa, ale pasowała.
3. lusterka w głównej jaskini ;)