"Upadek Cesarstwa Amerykańskiego" scenarzysty i reżysera Denysa Arcanda z roku 1986 przedstawił nam grupę 30-letnich przyjaciół, niezwykle elokwentnych intelektualistów, których liberalne idee zaczęły tracić na znaczeniu, kiedy znudzeni zaczęli szukać ucieczki w nienasyconym seksie. Siedemnaście lat później "Inwazja barbarzyńców" łączy
Nudny, przegadany. Remy ma szczęście, że synek ma kasę - zafundował mu godne
warunki. Te wspomnienia o młodości, ten niby intelektualizm dialogów - nie zachwyca.
Historia o umieraniu i przyjaźniach, poglądach, radościach i smutkach - nie wzrusza.
"Inwazja barbarzyńców" to mądry i stonowany film. Nikt tu nie rozdziera koszul, nie ma wyciskających łzy "uczciowych" scen, zbędnego patosu, ale nie ma też płytkości, parodii. Widz rzadzko ma okazję się odprężyć, gdyż ta śmierć jest zawsze gdzieś obok,...