"Irys" jest filmem bardzo dobrym. Reżyser w znakomity sposób prezentuje bohaterkę graną na przemian przez Kate Winslet i Judi Dench. Ciekawie zaprezentowany zostaje jej portret psychologiczny, któremu prawdę i wiarygodność nadają obie wyśmienite aktorki, słusznie nagrodzone nominacjami do Oscara. Podziwianie ich gry to czysta przyjemność. Winslet jest cudownie spontaniczna, energiczna i roztrzepana. Z łatwością można uwierzyć, że czerpie z życia pełnymi garściami, a z własne bogate doświadczenia przelewa później na karty powieści. Dench jest wiarygodna zarówno, gdy odgrywa pogłębiającą się chorobę Irys, budzi wtedy litość, jak i gdy bohaterka jest jeszcze sprawna umysłowo i błyszczy inteligencją. To właśnie gra aktorska jest największym i niezaprzeczalnym atutem filmu. Ten brawurowy duet znakomicie uzupełnia wybitny aktor komediowy, tu nagrodzony Oscarem, Jim Broadbent. Przyjemnie patrzeć na jego oszczędną i, na przemian, dramatyczną i komediową grę.

Podobało mi się również podejście reżysera do miłości, która tu zostaje pokazana jako zrozumienie i akceptacja, ale też stworzenie przez zakochanych własnego świata. Czują się w nim beztrosko i dobrze, ludzie z zewnątrz nie koniecznie muszą go rozumieć. Ciekawie wypada również podejście do pisania jako procesu twórczego czy nieuchronności i bezradności w konfrontacji z nieuleczalną chorobą. "Irys" jest filmem portretującym ciekawą osobowość, jaką jest Iris Murdoch. Wielką pracę wykonała cała ekipa aktorów, która nadała filmowi realizmu i prawdy. Warto poświęcić półtorej godziny i poprzez ten znakomity film niemal osobiście poznać Irys.