Promocji filmu już nawet nie skomentuję, ale to jak zabrali się w samym filmie do tematu przemocy jest krzywdzące, nagrany w taki sposób, że widz ma na początku wątpliwości czy on ją naprawdę uderzył, film zaczyna się długo a na końcu wszystko jest przyspieszone, same kadry są słabo nagrane, wykorzystali głównie plany zbliżeniowe, które ciągną się przez cały film, nie dość, że jest ich za dużo, więc nic ze sobą nie niosą to jeszcze chyba nie zainwestowali w stabilizator kamery bo ręka kamerzysty trzęsie się tak bardzo, że momentami jest to trudne do oglądania, nie wiem czy reżyser miał taką wizję okropną czy te zbliżenia wynikają z braku opisów pomieszczeń w materiale źródłowym co niesie za sobą brak pomysłu na scenografię, film nie dość, że słabo wykonany to jeszcze bawi się tak poważnym tematem jak przemoc domowa i robi to źle
Według mnie akurat ukazanie przemocy nastąpiło w bardzo dobry sposób. Na samym początku widzimy jak akty przemocy odczuwają osoby, które w takim związku są czyli "A może to było przez przypadek" "A może nie chciał" "Coś mi sie przywidziało". W późniejszym etapie filmu widzimy jak było rzeczywiście. Według mnie bardzo dobrze przemyślany zabieg zmuszający do myślenia :)
Zgadzam się. Bardzo często najpierw jest zdumienie i zaprzeczanie, że przemoc w tak wspaniałym związku jest możliwa.
A co do samej przemocy, ma bardzo różne odcienie i twarze (nie zawsze z widocznymi siniakami...). Może być bardzo "zawoalowana". Jest coś takiego jak "efekt gotującej się żaby", "efekt gasnącego światła", "efekt miesiąca miodowego" i wiele innych. Do niedawna jeszcze ludzie nie wierzyli nawet, że istnieje coś takiego jak przemoc psychiczna... Przemoc zdarza się wszędzie, i w świecie "glamour", i w zamożnych, tzw. "porządnych" rodzinach.
Film nie miałby sensu, gdyby od początku pokazana była czysta przemoc. Całe to och i ach wokół faceta, zaręczyny i wszystko dalsze, byłoby głupie i naiwne. Akurat to stopniowe prezentowanie emocji głównego bohatera, brak pohamowania, wybuchy, było jak najbardziej na plus. Zwłaszcza, że bohaterka sama nie uświadamiała sobie skali problemu na początku. Nie widzi w tej relacji niczego niewłaściwego. Nie łączy jej z problemem własnej matki. Jeszcze w szpitalu mówi pielęgniarce, że nic się nie stało, że to nie był gwałt. Dopiero pod koniec, gdy mówi mężowi, że chce odejść i pyta go, co poradziłby córce, gdyby mąż ją brał siłą widać, że zrozumiała problem w jakim tkwi. To największy atut tego filmu.
Ten film prezentuje przemoc domową w wersji glamour. Blake wygląda jak milion dolarów, nawet jeśli przed chwilą spadła ze schodów. Sądzę, że temat przemocy jest tu drugorzędy, bardziej chodziło o wyeksponowanie urody aktorów i prezentację garderoby - ponoć Blake Lively nosiła w filmie ubrania z własnej szafy.