Możecie mnie hejtować i pisać, że mam beznadziejny gust filmowy. Nie zmieni to jednak mojego zdania. Film mi się podobał, miał kilka śmiesznych momentów. A najważniejsze, że pod grubą warstwą (czasem głupich) żartów, kryła się dość wzruszająca i smutna historia Jill. Siostra Jacka wzbudziła we mnie dużą sympatię, mimo że była lekko irytująca. Była ciepłą, uroczą i bezpośrednią (może aż za bardzo) osobą. Adam Sandler jako kobieta przypadł mi do gustu, miał w sobie coś atrakcyjnego, pociągającego, chociaż przystojny mężczyzna zawsze będzie całkiem ładną kobietą ;) Szczerze pisząc, Sandler jako Jill podobał mi się bardziej (fizycznie i nie tylko) niż jako Jack. Jak każdy film z Sandlerem, tak i ten jest na jeden raz i pewnie szybko się o nim zapomni. Ale przynajmniej dało się go oglądać bez nieustającego uczucia obrzydzenia i zniesmaczenia, co zdarza się przecież nierzadko, jeśli chodzi o filmy Adama.