Miałem nadzieję na powrót ekipy Jackassów w glorii i chwale, jak się jednak okazuje - o glorii nie ma co marzyć, a zamiast chwały zdecydowanie zbyt często otrzymujemy chałę.


Chłopaki w większości są już pomarszczeni, niektórzy posiwieli, inni potracili zęby (poza Pontiusem - ten gość to wampir) i choć czasem dwoją się i troją, to z wielkim trudem i niestety niezbyt często udaje im się wykrzesać dawną iskrę. 4 część zdecydowanie zbyt często oferuje nam zbliżenia na masakrowane genitalia , a zbyt rzadko serwuje to, co stanowiło siłę dawnego Jackassa - wszelkiego rodzaju wymyślne i niemożliwe do podrobienia i powtórzenia (a próbowało się!) pranki. Co więcej, kiedy w końcu otrzymujemy segmenty zawierające wkręty i kawały, to zwykle widzimy, że "to już bylo", co gorsza - było lepiej, było bardziej świeżo. Niejednokrotnie jest też tak, że chłopaki zapowiadają jakiś nowy wyczyn, po czym w czasie przygotowywania się do niego robią coś, co bywa lekko śmieszne lub rubaszne... i nagle pojawia się cięcie, przenoszące nas do kolejnego segmentu, bez pokazania zapowiadanego numeru.


Ekipa trochę się przemieszała, Bam ze znanych względów właściwie nie występuje w filmie, pojawia się świeża krew, ale nowi członkowie sprawiają wrażenie nie profesjonalnych kaskaderów w nieprofesjonalnych okolicznościach, tylko ekipę ziomeczków, której zrobiono dzień i którą zaproszono do udziału w zabawie - trochę to wszystko sztuczne i w dłuższej perspektywie denerwujące.


Czemu w takim razie 5/10, a nie 2-3/10? Bo pomimo wszystkich wad, Jackassa nadal ogląda się jak starych dobrych kumpli, wydurniajacych się i robiących sobie krzywdę. Bo te wyczyny, które im wychodzą, nawet jesli mniej liczne niż te średnie, wychodzą świetnie, na 8-9/10. Bo seans słusznie wywołuje obezwładniające uczucie nostalgii za czasami, które już nigdy nie wrócą - za przełomem XX i XXI wieku, gdy miało się naście lat i po całym, gorącym, wakacyjnym dniu wracało się do domu, przesłuchiwało na MTV kilka zajebistych utworów przed 21 i spędzało kilka kolejnych godzin na Jackassie, Viva La Bam, Wild Boys czy Dirty Sanchez. Za czasami, gdy całe to szambo związane z globalizacją internetu i mediami społecznościowymi jeszcze nie istniało, a nasze problemy były błache.


Dlatego warto spędzić te 90 minut z chłopakami i nawet przeboleć tych kilka niewypałów.