Wielki plus za role Krafftównej, jest nieziemska. Sam film dobry, ale lekko poniżej oczekiwań... i nie tyle o miłości co o samotności. Duży plus za scenariusz.
Samotność i miłość to dwa oblicza tego samego tematu, jakim jest dramat egzeystencji. Nie wiele jest w polskim kinie filmów, które z takim prawdopodobieństwem psychologicznym oddawałyby życie wewnętrzne bohaterów. Krafftówna prowadzona przez Hasa staje się tutaj, jak Liv Ulman u Bergmana - uosobionym cierpieniem, nie musi mówić, wystarczy, że jest.
/SPOILER/
Do końca nie jestem przekonany czy to "aktorska" zasługa pani Kra - raczej doskonały wybór Hasa przy obsadzaniu ról, bo w moim przekonaniu zagrała bardzo słabiutko, zestawiona z Cybulskim pokazała emocjonalne dno chwili..
I niektóre miny Cybulskiego zdawały się to potwierdzać i do tego jak idealnie taka konsystencja wypadła na ekranie !
Czułem do niej niechęć jakbym patrzył oczami Rawicza, ale z piętra bym raczej nie wyskoczył.
Pani Basia błysnęła dopiero przy końcu :
Płacząc przy ciele Rawicza, oraz później, wzbudzając bezmiar współczucia - tak jak Johnny powiedział - po prostu swoim byciem.
Film genialny. Rola Krafftównej nadała tajemniczy klimat., a w dodatku jest piękną kobietą. Bawiła się moimi emocjami, głównie wzbudzała we mnie pożądanie, ale i współczucie. Chociaż uważam, że po trochu film ukradł Wiesław Gołas, a właściwie jego epizod - scenę, gdy przyszedł do domu Felicji oglądałem chyba 15 razy. Mimika twarzy, sposób mówienia i poruszania się - zajawka.