Na początku filmu główny bohater wprowadza widza w znaczenie słowa "jarhead". Jest to głowa komandosa, podobna do słoika z wyglądu ze względu na charakterystyczne uczesanie i równie pusta w środku. Oglądając przygody rekrutów trudno nie przyznać racji takiemu określeniu. Oni rzeczywiście zachowują się jakby trening pozbawił ich mózgów.
Może wychodzi ze mnie jakiś pacyfista, ale podczas seansu cały czas zastanawiałem się, co napędza tych żołnierzy. Co sprawia, że chcą być na wojnie? Co sprawia, że chcą zabijać? Wprawdzie w filmie pokazany jest ich opór wobec dowództwa, ale nie jest on spowodowany jakimiś moralnymi rozterkami, ale zwykłą nudą (masturbacja, trening, nawadnianie, odwadnianie, kopanie piachu, masturbacja, sen, nawadnianie, telewizja, odwadnianie i tak dalej) i chęcią zaliczenia swojego pierwszego "killa". Wyjaśnienie dane przez postać Foxxa, że po prostu kocha tę robotę nie jest przecież żadnym wyjaśnieniem. Co napędzało tych ludzi?
Pod względem technicznym przyznaję filmowi najwyższe noty. Szczególnie zdjęcia i muzyka są fenomenalne. Nie wyobrażałem sobie nawet, że płonące szyby mogą tak wyglądać i powodować takie spustoszenie. Do kreacji aktorskich też nie ma się co przyczepić.
W sumie film ten dostarcza wszystkiego oprócz odpowiedzi na pytanie. Odpowiedzi, której po tym filmie oczekiwałem.