Długo zastanawiałem się nad oceną dla tego filmu. Obejrzałem go ponad dwa tygodnie
temu i w końcu zdecydowałem – przyznałem mu "siódemkę". Na początku chciałem
ocenić film znacznie wyżej, ale to byłaby przesada. Trudno powiedzieć, czy jestem fanem
Paktofoniki, ale bardzo szanuję tę muzykę, często jej słucham i od lat posiadam
oryginalne płyty, a na film czekałem niecierpliwie, odkąd usłyszałem, że powstanie –
wcześniej przeczytałem scenariusz.
Wychodząc z sali kinowej, byłem tym filmem zachwycony, ale teraz zacząłem dostrzegać
wiele wad tej produkcji. Przede wszystkim – w ogóle nie czuć w niej jakiegokolwiek
upływu czasu. Wydarzenia zostały tak przedstawione, jakby miały miejsce w ciągu kilku
dni, a przecież były to dwa lata. W tej kwestii reżyser się nie popisał.
Gra aktorska jest – moim zdaniem – rewelacyjna i nie będę zbyt wiele na jej temat pisał.
Wszyscy aktorzy zagrali świetnie, ale nie podobało mi się jedno – gra statystów na
koncertach. Najgorzej wypadli podczas koncertu pożegnalnego, czyli ostatniej sceny
filmu. Nie udało im się ani trochę oddać klimatu tamtego wydarzenia. Nie można ich
nawet porównywać do publiki z prawdziwego koncertu Paktofoniki w Spodku. Widziałem
w Internecie wiele wypowiedzi tych statystów. Narzekają, że do tej pory nie dostali
pieniędzy za swój udział w filmie. Z jednej strony twórcy powinni być uczciwi i zapłacić,
ale patrząc na to, jak im to wyszło, wcale im nie współczuję.
Na potrzeby filmu nie skomponowano zbyt wiele muzyki. Można usłyszeć w nim sporo
nagrań Paktofoniki, które znane są już od dawna znacznej – myślę, że większej – części
widowni oraz kilka – naliczyłem dwa, ale być może było ich więcej – nowych utworów
instrumentalnych. Twórczość Paktofoniki została tutaj dobrze osadzona i przyjemnie
słucha się jej, patrząc na miejskie krajobrazy.
W przypadku tego filmu często mówi się o świetnym przeniesieniu do czasów, w których
toczy się akcja, czyli – jak wiadomo – końcówki lat 90. XX wieku. Mogę się z tym zgodzić –
naprawdę miałem wrażenie, jakbym oglądał film pochodzący właśnie z tamtego okresu i
nie miały dla mnie najmniejszego znaczenia takie szczegóły, jak np. antena satelitarna
nieistniejącej wówczas firmy lub wprowadzona do sprzedaży dopiero kilka lat temu
półka. Wiadomo, że zawsze mogą zdarzyć się takie drobne wpadki (właściwie trudno to
nazwać wpadkami).
Pragnę dodać jeszcze, że film wzruszył mnie jak żaden inny, wprawiając mnie w
naprawdę smutny nastrój. Dzięki niemu przemyślałem również wiele spraw, a ostatnie
słowa Magika na pewno zapamiętam do końca życia: "nie poddawajcie się, walczcie".
Polecam film każdemu, niezależnie od tego, czy zna twórczość Paktofoniki, czy nigdy
wcześniej nie słyszał o tej grupie. Przedstawia on po prostu dramatyczną, wzruszającą
historię, która ma odniesienie w rzeczywistości. Jest według mnie naprawdę dobry, więc
przyznaję mu ocenę 7, której słownym odpowiednikiem w tym portalu jest właśnie
"dobry".
Skomentuję jeszcze aktualną ocenę tego filmu – 7,8 na podstawie prawie 22 tysięcy
głosów. Mimo tego, że lubię muzykę Paktofoniki, a film mi się spodobał, uważam, że jest
bardzo zawyżona przez fanów zespołu, którzy – nawet nie obejrzawszy filmu – ślepo
wystawiali "dziesiątki". Nie rozumiem również przegięcia w drugą stronę – wiele osób
wystawia ocenę 1, również nie zapoznawszy się z tą produkcją.