Obejrzałam film na festiwalu w Koszalinie. Reżyserowi nie można odmówić umiejętność opowiadania- słowem, muzyką i obrazem. Jednak, film mnie nie porwał. Był bardzo dobrze opowiedziany, świetnie zagrany i tyle. Nie miałam gęsiej skórki, ani łez w oczach, ale zauważyłam, że nie warto się do tego przyznawać. Miłośnicy Magika i Paktofoniki każdego, kto pozwoli sobie na minimalną krytykę lub obojętność, miażdżą stekiem wyzwisk. Po co? Przecież nie każdy ma emocjonalny stosunek do Magika. Chłopak niezaprzeczalnie był bardzo utalentowany i wrażliwy, i w pewnym sensie wyprzedzał muzycznie/tekstwo swoje czasy, ale był też uzależniony od narkotyków, bez których nie potrafił tworzyć i nie potrafił dać sobie rady z przyziemną rzeczywistością, która w pewnym momencie najwyraźniej go przerosła. Czy fakt, że jest to film o Magiku automatycznie robi z niego obraz kultowy? Moim zdaniem nie, chociaż na pewno będzie to film ważny dla sporej grupy ludzi.