Co więcej nigdy nie byłem, ale na film chciałem pójść od samego początku. Podobnie jak w przypadku ekranizacji hsitorii Ryśka Riedla, po zakończeniu projekcji można długo siedzieć, nie chcąc opuszczać kina. Nie dlatego, że film jest genialny, bo choć dobry, to z pewnością nie zalicza się do arcydzieł (zresztą chyba w ogóle nie chce). Nie mniej, opowiada hostorię, która robi wrażenie. Z jednej strony, zastanawiające jest jakie osoby stają się idolami (nie sposób uniknąć porównania do Miśka z Dnia świra), z drugiej, ma się szacunek dla pasji jaką reprezentowali i wytrwałości w drodze do celu. Polecam nawet tym, którzy nie znają zespołu (zaliczam się do nich), bo dobrze obejrzeć takie historie.