Paktofoniki kawałki znam siłą rzeczy, ale hip-hop jest mi zwyczajnie obcy. Dlatego bardziej niż na historii Paktofoniki, na tym czy film jest mniej czy bardziej skupiony na
faktycznych wydarzeniach oceniałam pod innymi względami. Przede wszystkim gry aktorskiej. Przekonała mnie jedynie swoim momentami dziecinną, później zgoła inną
postawą postać Justyny. Poza tym zachwycił mnie Schuchardt. I na tym chyba tyle. Nie mam pojęcia o co chodziło Kowalczykowi. Poczytałam o Magiku i w dalszym ciągu nie
mam pojęcia co chciał przekazać. Momentami się go po prostu bałam... Jakubik spisał się całkiem dobrze, ale cały film rujnuje jak dla mnie Ogrodnik. Patrzenie na postać
Rahima boli. Jeżeli wzorował się na oryginale, to zdecydowanie chciałabym poznać tego faceta, bo tutaj został przedstawiony jako lekko... niedorozwinięty? Może tylko ja do
odbieram, ale męczyło mnie patrzenie na niego.
Co do reszty: narracja całkiem spoko, jeżeli to w rzeczywistości rapują panowie aktorzy, to plus również za to. Zdjęcia "brudnej" Polski dobre. Cała fabuła mnie osobiście nie
wzruszyła, nie zszokowała... Nie zrobiła nic. A chyba powinna, więc dlatego 5/10.