Po obejrzeniu "I am Legend" tym co zdziwiło mnie najbardziej, było to że film ten "odkryłem" dopiero 8 lat po jego premierze. Uwielbiam kino postapokaliptyczne i nie mogłem zrozumieć tego, jakim cudem tak dobry reprezentant ww gatunku uchował się przede mną przez tyle czasu.
Niesamowicie fajną sprawą jest to, że na pierwszy rzut oka tak prosty film okazuje się być dość złożonym i wywoływać wiele ciekawych dyskusji, jak chociażby ta dotycząca świetnej sceny z manekinem i pułapką na głównego bohatera. Swoją drogą, opowiadam się za tymi, którzy sądzą, że ową zasadzkę zastawiły "mutanty". Nigdzie w filmie nie jest powiedziane, że to głupie zombie, a zwykli ludzie, u których lek na raka wywołał mutacje, które czynią ich agresywnymi, podobne do wścieklizny.W tym wypadku nie ma więc, moim zdaniem, mowy o "głupocie" głównego bohatera i wpadnięciu w zastawioną przez siebie pułapkę. Jeśli jednak chodzi o głupotę... Zdziwiła mnie bardzo jedna rzecz. Mianowicie, gdy potwory atakują dom Nevilla, ten każe Annie zgasić światło. Dlaczego? Czy przypadkiem zapalone światło nie utrudniło by im sprawy? Wykluczam opcje, że źle reagują tylko na światło słoneczne, bo w takim wypadku po co byłyby te wszystkie reflektory i jak Anna odstraszyłaby mutanty i wyciągnęła doktora z samochodu? Wpadł ktoś na jakieś logiczne wyjaśnienie decyzji o zgaszeniu światła (wykluczyłbym również coś w stylu "jak zgasimy światło, to może nie zobaczą że tu jesteśmy" - "kryjówka" i tak była już spalona)? A może to po prostu zwykły błąd logiczny w scenariuszu?