Jestem trochę zaskoczony, że Jim Carrey należący już bądź co bądź starszych komików, jest gwiazdą filmu będącego tak doskonały obrazem współczesnego świata. To świat ludzi otwartych i eksperymentujących. Opisują swoje życie na blogach, wrzucają swoje fotki na strony, znajdują nowych przyjaciół w sieci. Prywatność staje się przeżytkiem. Wszystkiego należy spróbować, zawsze gonić za nowością. Jeśli nie należysz do tej grupy, jeśli jesteś introwertykiem to nie ma dla ciebie miejsca w nowym wspaniałym świecie. Zostaniesz uznany za dziwaka, który musi mieć poważne problemy ze sobą i być straszliwie nieszczęśliwym. Diagnoza jest prosta: terapia szokowa. I oczywiście pod koniec filmu mamy odwołanie się do starej chłopskiej mądrości 'co za dużo to i świnia nie chce', nie zmienia to jednak faktu, że współczesny świat wymusi na introwertykach leczenie. Patrząc z boku jest się z czego pośmiać, ale przesłanie "Jestem na tak" wydaje mi się z jakiś powodów makabryczne.
Sam film jest taki sobie. Jak na nowe czasy jest zbyt zachowawczy. Zabrakło w nim pazura drapieżności. Jednak bezzębna babcia wiosny nie czyni. Jim na szczęście z umiarem stosował swoje miny – to już nie są czasy Ace'a Ventury czy Maski, dziś w modzie jest inny rodzaj humoru. Niestety nie śmiałem się aż tak bardzo jak chociażby na "Rock'n'rolli", ale w tłumie ujdzie.