6,0 5,7 tys. ocen
6,0 10 1 5690
6,1 9 krytyków
Jestem twój
powrót do forum filmu Jestem twój

Polskie kino nie ma lekko w tym roku. Najpierw przez 9 miesięcy nie wychodzi nic godnego uwagi, a potem, gdy polski kandydat do Oscara zostaje wyłoniony, do kin wchodzą pozycje tyleż intrygujące, co dziwnie reklamowane – „Jestem twój” doczekał się enigmatycznej recenzji Jakuba Sochy, z której nie wynika nawet o czym jest film, oraz recenzji Pawła Felisa, który tworzył swój tekst najwyraźniej w obecności reżysera, który mu dyktował jakich bohaterów chciał stworzyć, ale mu nie wyszło. Bo skąd na przykład fragment o matce, która chce zemsty na tych, którym wyszło lepiej w życiu? Bo na pewno nie z filmu... A może istnieje jakaś rozszerzona wersja filmu, której nie widziałem? To całkiem prawdopodobne, a wierzę w to tym silniej, im częściej widzę w recenzjach wspomnienie o „dzikiej scenie seksu”. Ja tam widziałem dwu sekundową migawkę w pozycji klasycznej, nic wielkiego.
Dodatkowo, przypatrzcie się plakatowi – ja widzę jakiś brazylijski dokument o wuwuzeli, ale na pewno nie polski dramat teatralny. Cokolwiek tajemnicze zagranie. Wszystko to złożone do przysłowiowej kupy daje target, w jaki celowano – ludzi, którzy nie czytają recenzji, ale patrzą na gwiazdki i zdobyte nagrody. Tych było dużo, i owszem.

Oczywiście, zawsze znajdzie się wyjątek taki jak ja, który stwierdzi że od blisko roku nie był w kinie na polskim filmie więc pójdzie na wszystko, co nie jest komedią romantyczną. „Jestem twój” był idealnym wyborem, ale tylko na początku.

Film Grzegorzaka to dramat teatralny rozpisany na dwie sceny i pięciu bohaterów – bogate małżeństwo Marty i Jacka, jej siostry Aliny oraz dozorcy osiedla Artura oraz jego matki Ireny. Małżeństwo przechodzi kryzys, Marta wygania męża z domu, który wyjeżdżając z miasta spotyka swoją dawną kochankę Alinę, która z kolei ma dość swoich związków. W tym czasie Martę nachodzi Artur, który zafascynowany jej stopami, postanowi być jej rycerzem i się z nią prześpi – jak się okaże, skutecznie, bo nie długo potem test ciążowy zostanie zdany, a przyszła matka postanowi zaraz po porodzie oddać dziecko do adopcji. Wobec tego Artur poprosi o pomoc swoją matkę, która zaciągnie całe zdarzenie do sądu...

Jest to historia o ludziach wymagających pomocy, żądających miłości, ale jednocześnie nie zdolnych do pomocy innym ani tym bardziej do kochania drugiego człowieka – gdy zauroczenie zamienia się w wyznanie miłości, a to z kolei zostaje odrzucone, uczucie pozytywne zamienia się w negatywne. Nienawiść skierowana w innych i w siebie, by z czasem zacząć pragnąć obu wariantów – by umarła, i by pokochała. Naraz, w tych samych słowach.
Jedna z bohaterek przyznaje się, że ma w sobie potwora – w filmie zobrazowane przez pszczoły w ścianie biura Jacka. I to ten potwór stoi za idiotyczną sceną, w której to Marta o 3 w nocy wyznaje mężowi że go nie kocha, by potem stwierdzić, że nie wie dlaczego to powiedziała, by znowu wyznać mu miłość. On się na to zgadza pod warunkiem, że to był ostatni raz. W romantycznym uścisku ona wrzuca go do basenu, wrzeszcząc „pogrywam z tobą, c***!!!”. Oszołomiony mąż wychodzi a za nim żona krzycząc – a jakże! – że go kocha i nie wie, co się stało.

Jeśli ktoś na sali jest zaintrygowany, uspokajam – do końca nic nie zostanie tu wyjaśnione. Już nie mówię tylko o takich niezwykłych kwestiach jak potwory w ścianach, a ludzkich, codziennych. Choćby sprawy małżeńskie – Jacek wrócił niby ot, tak? I wszystko było już okey? Co z Aliną? Czy ona sabotowała ich związek? Jak poważne było to, co było między nimi? Czy Alina o tym wiedziała? Co w ogóle sprawiło, że doszło do początkowej separacji? Takie dziury nie pozwalają głębiej poczuć tego, co się dzieje na ekranie, by w efekcie być całkowicie obojętnym wobec kolejnych dramatów. Nawet końcowe nie zamknięcie wątków ani nie denerwuje, ani nie zawodzi. Ot, reżyserowi się nie chciało, no to trudno. Grunt, że zebrał się i do spółki z Mariuszem Ostrowskim nakręcił piekielnie dobrą scenę karmienia noworodka – zawsze to jakieś zastępstwo.

Pochwalić należy aktorstwo i scenografię – film zasadniczo sprowadza się do dwóch miejsc: nowoczesnego domu rodzinnego i starego, zagraconego mieszkania Artura. To pierwsze jest proste, nowe, schludne i czyste. Meble ustawione jakby od linijki, spokojna kremowa kolorystyka, przestrzeń i funkcjonalność. Mieszkanie Artura wygląda bardziej jak typowe mieszkanie – ktoś kiedyś powiesił na tym pręcie wystającym ze ściany wieszak i tak wisi do dziś. Obok pralki stoi komputer, przy którym siedzi się na wersalce – a na komputerze Artur grający w „Wiedźmina”, na ścianach plakaty z gier.
Aktorzy mieli zasadniczo jedno zadanie – by cały ten dramat wypadł realistycznie i prawdziwie. Roma Gąsiorowska wrzeszcząca z nożem w ręku, że potrzebuje być dla kogoś ważna wygląda z początku wręcz żałośnie, by chwilę później stać się naprawdę wzruszającą opowieścią. Cieszy też fakt, że tak dobrze zapowiadająca się aktorka dostał w końcu większą rolę, którą w pełni wykorzystała.

Optymistycznym akcentem jest też fakt, że po kilku miesiącach posuchy w kin wszedł polski film, który chociaż pod pewnymi względami jest godny uwagi. Liczy się progres, prawda?


5/10

_Garret_Reza_

"...o matce, która chce zemsty na tych, którym wyszło lepiej w życiu?..."
w pewnym momencie matka mówi, o bogaczach, którzy traktują ją (sprzątaczkę) jak śmiecia.. nie wiem kto ją tak traktował ale na pewno nie była to ta konkretna rodzina, na której się potem mści. jak dla mnie to ta pani ma pretensje ogólnie do wszystkich, którym się w życiu powiodło... czy nie?:)

ocenił(a) film na 5
ulka84

Mówi, że bogaci zawsze traktują nie-bogatych jako gorszych.

_Garret_Reza_

ach, chyba wszyscy mamy podobne zdanie. To dobrze :)

ocenił(a) film na 5
crabcake

Nie, nie jesteś ze mną w grupie. Żadnej.

ocenił(a) film na 4
_Garret_Reza_

ja mam zgoła odmienne odczucia, mi się nie podoba gdy w kiniem pachnie teatrem. A gra, kwestie, zachowanie, Czop przewracający oczami to wszystko takie nienaturalne, teatralne. Za to bardzo podobały mi się zdjęcia, miło zobaczyć Łódź tak ładnie pokazaną. Co do tego, że nie wiadomo o co chodzi... dla mnie to wszystko aż nazbyt proste było. Ludzie rzadko mówią o co im chodzi tak jak w scenie Ali i to rzucanie krzesłami... ech

ocenił(a) film na 5
Innna

Dobry teatr w filmie nie jest zły - taki jak w "Interview" bardzo mi pasuje. Jednak gdy teatralność jest synonimem sztuczności i właśnie nienaturalności, bolą mnie kolana.

Nie wiedziałem że to akurat Łódź, chociaż mało tam było plenerów. Jedna ulica przed szkołą Aliny, dworzec i tyle.

"dla mnie to wszystko aż nazbyt proste było. Ludzie rzadko mówią o co im chodzi tak jak w scenie Ali i to rzucanie krzesłami" - ?

ocenił(a) film na 6
Innna

Film był generalnie przerysowany, za bardzo odjechany, nierzeczywisty. Juz po pół godzinie miałem ochotę wyjść z kina (nie wyszedłem - bo nigdy nie wychodzę:). Po prostu nie do końca byłem w stanie zrozumieć co twórca chciał osiągnąć, męcząca była ta gra, która została mi zafundowana.
Role dwóch siostr były strasznie irytujące, sztuczne, nie do zniesienia. Najmocniejszy punkt to rola Doroty Kolak. Ogólnie nie wywarł na mnie żadnego wrażenia, mimo dużego ładunku emocjonalnego, który się tam znajdował. Taki trochę niewypał z tego filmu...
Reżyser chyba rzeczywiście chwilami puszczał do widza oko, tylko biorąc na warsztat tak poważny temat nie miało to większego sensu.