i to w swoim ulubionym środowisku - wschodnioazjatyckiej dżungli. Tym razem w celu ratowania grupy miłosierdzia z kochającej pokój :> ameryki, którzy przeflancowali się na drugi koniec świata, aby zaglądać lokalnym w zęby, szerzyć miłość i inne hipisowskie rewelacje. Ratowania grupy, a może w szczególności jedynego kobiecego pierwiastka - Sary, do której Johnny najwyraźniej poczuł miętkę lub też, jak chce żebyśmy wierzyli reżyser, która poruszyła naszego zabijakę do głębi wywodem o życiu i śmierci (ale rano nie zrobiła jajecznicy). Rambo, oczywiście, szybko daje się namówić na wycieczkę w głąb Birmy - inaczej bohater nie miałby okazji sobie posiekać, pokroić, podziurawić paru(set) birmańskich barbarzyńców i z filmu wojennego zrobiłby nam się melodramat, który z definicji jest mniej dochodowy.
A trzeba przyznać, że siekanie w najnowszej części co najmniej zaskakuje i to nie tylko w wykonaniu Johnego. Zarówno tym dobrym jak i złym odpadają nogi, ręce, głowy albo w ogóle tracą integralność molekularną po wejściu na minę lub przy trafieniu z moździerza. Nie przypominam sobie również, abym wcześniej gdzieś widział wyrywanie połowy szyi gołymi rękami, musiał Johnny trenować w czasie między 3, a 4 częścią. Zabijanie albo raczej zobrazowanie zabijania przeniosło się na trochę wyższy (lub niższy, zależy od punktu widzenia) poziom. Nietrudno się dziwić, widz z doświadczeniem, wychowywany na amerykańskich produkcjach gdzie trup ściele się gęsto, a ekran zalepiony jest flakami, obyty jest z krwią i nie robią na nim wrażenia "suche" wybuchy i strzelanki. Przyznaję, że efekty zrobiły wrażenie.
Jeśli idzie o fabułę... ehhh, film się skończył wcześniej niż się zaczął, brakuje mocnego punktu kulminacyjnego. Miałem wrażenie, że, jak się po chwili okazało, ostatnia bitwa do dopiero przedsmak, wstęp, rozwinięcie akcji, że będą Johnego gdzieś gonić, polować, a on później z zemsty wymorduje pół armii nożem i łukiem. Niestety mięśniak nagle przeniósł się na farmę do rodzinnej Arizony i pewnie teraz siedzi w bujanym fotelu na ganku dubeltówką, żuje tytoń i spluwa sobie raz po raz.
Ale wiesz co Johnny? I tak cię lubię :)
John działa? Wybacz, że podepnę się pod Twój temat ale nie bardzo wiem gdzie mogę napisać, a głowa mi pęka.
John działa, ale jakże zupełnie inaczej... Jestem świeżo po obejrzeniu tego filmu i jestem zdruzgotany... kompletnie nie wiem co mam o tym myśleć... Aczkolwiek spośród kłębowiska uczuć i myśli przebija się jeden cel, jaki chciał przekazać reżyser - mianowicie Sylvester chciał zwrócić uwagę na potworności jakich doświadczają ludzie narodowości kareńskiej i jeśli to miał być krzyk reżysera, który chciał pokazać światu co tam się dzieje to udało mu się. Bardzo.
Wszyscy zachwycają się "wspaniałą" brutalnością, jaką nam zaserwowano - owszem, film jest brutalny, i to bardzo, jednak podobne sceny zaserwowano nam choćby w "Szeregowcu Ryanie", gdzie odrywane członki przelatywały nam przed oczami na plaży Omaha.. ALE NA BOGA!!! MORDOWANIE DZIECI??? POKAZANE W TAK DOSŁOWNY SPOSÓB? strzelanie... wbijanie bagnetu... WRZUCANIE W PŁOMIENIE??? TO JEST CHORE... i jedynym wytłumaczeniem dla reżysera może być fakt, że właśnie chciał on pokazać (wykrzyczeć raczej) światu to, co tam się dzieje... A jeśli tam się tak dzieje to .. Boga nie ma... po prostu... tak - wiem, człowiek człowiekowi zgotował ten los, ale mnie to się nie mieści w głowie... po prostu nie pojmuję tego...
Powtórzę się, bo nie pojmuję tego... Ludzie piszą o fantastycznej "brutalności", że fajnie pokazane i w ogóle... kurna... czy ja oglądałem inny film? Czy wy nie widzieliście mordowanych w sposób dosłowny dzieci? Kilkuletnich dzieci? Podrzucanych na bagnecie? Wrzucanych w płomienie? Czy to miało wywołać krzyk widza?.. Wywołało, owszem, bo przekonałem się, że to, co jest pokazane w filmie to ci ludzie doświadczają takich męczarni, jednakże reżyser sam sobie strzelił samobója - moim zdaniem pokazanie tak ogromnej przemocy "nic nie da". Każdy obejrzy film, wzruszy się i... pójdzie do domu... Z jednej strony bez sensu a z drugiej? Gdyby nie ten film to nigdy nie dowiedziałbym się co tam się dzieje... Tyle że co ja mogę? nie jestem Johnem... idę do domu... zdruzgotany...
Niech mi ktoś powie, że się mylę... Proszę...
to nie jest film dokumentalny...
a co sie dzieje w miejscach gdzie rzadza tyrani, hunty wojskowe albo w ogole nikt nie rzadzi to wszyscy dokladnie wiedza, wystarczy miec otwarte oczy i kanaly Discovery... :>
od poczatku swiata ludzie sie wyzynali na rozne, najbardziej wyszukane sposoby... wybijali dzieci (Herod), palili panienki na stosie (inkwizycja), ze o III Rzeszy, stalinizmie i wszystkich zwiazanych z tym atrakcjach nie wspomne, a jednak wspomnialem...
wiec jesli dopiero film typu Rambo otwiera komus oczy na swiat, no to trzeba, moim skromym zdaniem, poszerzyc horyzonty, wszystkiego dobrego :]
Panie budzik, pomimo wszystko, lekko pan przesadzasz...=P
Jasne, Sly coś brzebąkiwał, iż nowy Rambo ma pokazać cierpienie w Birmie i tak dalej, ale chyba nikt nie ogląda Rambo jak filmu dokumentalnego i nikt, przynajmniej moim zdaniem, nie weźmie tego filmu na poważnie, choćby nie wiem co pokazywał.
No dobra, wziąłem na przeczyszczenie, mylę się i przesadzam - przyznaję, że to co pisałem wcześniej brzmi jak lamentowanie moherowej babci stojącej nieopodal kościoła (bez urazy dla moherowych babć i kościołów) jednak nie o to mi chodziło by oczekiwać od Johna filmu dokumentalnego - nawet mi to przez myśl nie przeszło. Chciałem obejrzeć ten film jak dobrą rozrywkę i bawiłem się znakomicie do momentu scen, w których zabijane są dzieci... No wybaczcie ale sam jestem ojcem małego szkraba i kuuurrfffaaa takie sceny wywołują u mnie obrzydzenie - i jeśli to nie miał być film dokumentalny - jak słusznie zauważyliście - to w takim razie co takiego? Rozrywka? Zabawa? Nie przeczę, że sprawia mi niejaką radość obserwowanie wyrzynania tabunów "złych" kolesi, co do których mam jasny obraz że są "źli do cna" i to mi wystarczy - ale żeby w ten sam sposób traktować dzieci? To nie dla mnie; dla mnie ten film w takiej formie wpisuje się w sferę filmów "gore".
Czy Rambo może komuś otworzyć oczy na świat? Czy w kanale Discovery mówili coś o "Salo, 120 dni sodomy"? Jeśli nie, to nie mogę brać tego kanału jako wyznacznika okazywania dobra i zła we wszechświecie.
I Panie Kefulski nie powie mi Pan, że nie ruszyło Cię w momencie ukazywania scen mordowania tych dzieci? Bawiłeś się dobrze? Nie zrozum mnie źle - nie szukam ani sensacji ani poklasku - po prostu stwierdzam fakt, iż sceny mordowania dzieci były przesadzone w tym filmie (dlaczego reżyser nie pokazał tego w taki sposób, w jaki pokazał dowódcę pedofila? Pewnie się nie dało?...)
wszystkiego dobrego :)
pozdrawiam
budzik